Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/350

Ta strona została przepisana.

ła na tłum ludzi płci obojej, z zaiskrzonemi oczyma ryczący jak dzikie zwierzęta, wpuszczone do cyrku.
Klara nie mogła wyjść zpodziwienia, jakim sposobem ludzie, którym obaj więźniowie, nigdy nic nie zawinili mogli z taką zaciętością domagać się śmierci zbliżnich swoich, nie mogła ztego zdać sobie sprawy, bo znała tylko te namiętności, co rozkosz sercu sprawiają.
Z okna, z którego wyglądała, widać było ponad zabudowaniami i ogrodem, szczyt ponurej wieży fortecznej. Tam znajdował się Canolles, tam też ciągle zwracała swe oczy.
— O, niech jak chcą — rzekła — zabraniają mi przystępu, pomimo to ja muszę dostać się do niego, ja go muszę zobaczyć! Może te wrzaski dochodzą go, może sądzi, że o nim zapomniałam, może mnie nawet w tej chwili obwinia... przeklina... A! każda minuta, co upływa na daremnem wyszukiwaniu sposobów uspokojenia go, wydaje się być zdradą z mej strony; nie, nie mogę pozostać w tej bezczynności, wtedy, kiedy on może wzywa mej pmoocy... O! muszę się z nim widzieć... tak jest... lecz jakże go zobaczyć?.. O, mój Boże! któż mnie zaprowadzi do więzienia? Jakaż siła ludzka jest w stanie otworzyć te podwoje? Księżna zabroniła mi do nich przystępu i miała do tego prawo, tak wiele już dla mnie uczyniwszy... Straż i nieprzyjaciele obiegli fortecę, a ten tłum ryczących zwierząt, zwąchawszy krew, nie dozwoli wyrwać sobie zdobyczy... będzie myślał, że go chcę stamtąd uprowadzić. O, tak jest! uprowadziłabym go, gdyby go słowa księżnej i tak już nie oswobodziły... Gdybym im powiedziała, że go tylko chcę widzieć... to mi nie uwierzą i nie dozwolą; zresztą, odważyć się no podobny krok wbrew woli księżnej, nie będzież to zmej strony niewdzięcznością za łaskę otrzymaną?. Czyż nie narażę się o tyle, że może cofnąć dane przyuczenie?... A jednakże dozwolić mu spędzać całe godziny w takiej trwodze i niepewności... O, czuję, że tak dla niego, jak i dla mnie, to niepodobne! Módlmy się, może Bóg natchnie mnie jaką myślą szczęśliwą.
Uklękła powtórnie przed krucyfiksem, i tak gorąco, z takim zapałem zasyłała do Przedwiecznego modły, że samą księżnę byłaby wzruszyła.
— O, nie pójdę, nie pójdę — mówiła — bo czuję dobrze że nie mogę... Całą noc będzie mi złorzeczył... lecz jutro, jutro! może mi przebaczy.