Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/354

Ta strona została przepisana.

by, zwyciężanym bywa przez silniejszego; bez opieki, ustąpić musi temu, co ją posiada. Żal mi go, bo to chłopak z głową.
— Klara tymczasem na wszystkie strony obracała papier w ręku.
— Wiesz pan — rzekła — że dla mnie to pozwolenie jest straszną pokusą. Czy wiesz, że kiedy raz już będę mogła przycisnąć do serca mojego nieszczęśliwego przyjaciela, gotowa jestem uciec z nim na koniec świata.
— Jabym to samo radził pani, gdybym wiedział, że to jest do wykonania podobnem, lecz pozwoleniu temu nie możesz pani nadawać innego znaczenia nad to, które posiada.
— To prawda — rzekła Klara, odczytując go — modły moje wysłuchane; on już do mnie należy, żadna siła ludzak wyrwać mi go nie może.
— Bo też nawet nikt o tem nie myśli. No, droga pani, nie traćmy czasu, ubierz się w męskie suknie i chodźmy. Czas widzenia się z nim oznaczony tylko na pół godziny; wiem także, żebyś go całem życiem okupić gotowa.
Klara podchwyciła Leneta za rękę, przyciągnęła do siebie i złożyła na czole jego pocałunek, taki, jakimby najtkliwszego obdarzyła ojca.
— Idź już, idź — rzekł Lenet, lekko ją odsuwając — nie trać czasu.
— Niestety! — pomyślał, patrząc na odchodzącą — jak się to skończy?