Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/360

Ta strona została przepisana.

krzyki, przekleństwa! Richon zamordowany, śmieć jego zemstę na moją głowę sprowadza.
— Nie, nie, mój najmilszy! nie drogi przyjacielu — zawołała Klara w niesieniu radości, pochwyciwszy Canollesa za ręce i topiąc swój wzrok w jego oczach — nie! nie ty masz być ofiarą, drogi mój więźniu, chociaż w samej rzeczy pierwej tyś był skazany, tyś miał umierać! O tak! śmierć już roztaczała nad tobą swoje skrzydła, mój piękny ozlubieńcze. Ale uspokój się, możesz się nawet śmiać teraz, możesz mówić o szczęściu i przyszłości. Ta co ci całeswe życie chce poświęcić, ocaliła i twoje. Bądź wesoły, lecz nie śmiej się głośno, bobyś mógł przerwać sen twego nieszczęślilwego towarzysza, na którego spaść uma cały ogrom burzy; który zamiast ciebie, ma się stać ofiarą losu zawistnego.
— O! przestań mówić, przestań, droga przyjaciółko! — rzekł Canolles, nie mogąc przyjść do siebie, pomimo namiętnych pieszczot Klary, tak był przerażony ciosem, jaki mu zadać miano. — Ja co byłem tak spokojny, tak pełen radości dziecinnej, mnie śmierć zagrażała!... I kiedyż to? w jakimże to było czasie? Przebóg! wtedy pewnie kiedy miałem się cieszyć słodkim małżonka twego imieniem. A! nie byłożby to morderstwem podwójnem?
— Oni nazywają to odwetem tylko — rzekła Klara ze zgrozą.
— O tak, tak! mają słuszność!
— A więc znowu wpadasz w smutek i zamyślenie.
— O, śmierć sama nie tyle mnie przeraża, jak myśl, że ona rozdzielić nas musi — rzekł Canolles.
— Gdybyś ty umarł, mój luby, ja umarłabym wraz z tobą: lecz zamiast poddawać się posępnym myślom, ciesz się wraz ze mną. Otóż tej nocy jeszcze, może nawet za godzinę, opuścisz te mury i albo sama przyjdę po ciebie albo czekać będę przy wyjściu; wtedy, nie tracąc ani minuty, ani sekundy nawet, opuścimy Bordeaux. O! natychmiast nie chcę zwlekać. To przeklęte miasto strachem mnie przejmuje. Dziś, ledwo zdołałam cię ocalić jutro? kto wie, jakie nowe nieszczęście rozłączyćby nas mogło na wieki!...
— Czy wiesz, mój aniele — rzekł Canolles — że na raz za wiele przynosisz mi szczęścia, tak, w samej rzeczy, za wiele szczęścia... ja chyba nie zniosę...