Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/375

Ta strona została przepisana.

łożu chorej i pełnić obowiązki lekarza, w czem wielkie miał upodobanie.
Nanona nieprędko jeszcze odzyskała przytomność i potrzebowała pewnego czasu, zanim myśli zebrać zdołała; nakoniec przycisnąwszy ręce do czoła, zawołała rozdzierającym głosem:
— Jestem zgubioną, zabili mi go!
Słowa te zwiastowały coś tak nadzwyczajnego, że przytomni nie mogli poczytywać ich oznakę gorączki.
Książę d‘Epernon, znając jej namiętną i ognistą duszę poznł, że słowa przez nią wymienione zwiastowały chorobę silniejszą od gorączki; korzystając, zbliżył się więc do Nanony, mówiąc:
— Droga przyjaciółko, wiem wszystko coś ucierpiała od czasu śmierci Richona, tkórego tak nierozsądnie powiesili przed twemi oknami.
— To okropnie! to nikczemnie!... — powtarzała Nanona.
— Na drugi raz to się już nie przytrafi — rzekł książę — ponieważ wem, jakie to na tobie robi wrażenie, każę wieszać buntowników na placu broni, a nie na targowym; lecz wyznaj mi, coś chciała przez to powiedzieć, mówiąc, że ci go zabili. Sądzę, że to nie Richona tyczyć się miało, bo, jak mi się zdaje, toś go nawet swoją znajomością nie zszczycała.
— A, to ty, mości książę?... — wymówiła Nanona, unosząc się na posłaniu i chwyciwszy go za rękę.
— Tak, to ja i mocno się cieszę, że mnie poznajesz; dowodem to jest, że ci już lepiej. Lecz o kimże to mówiłaś?...
— O nim, mości książę, o nim — wśród gorączki mówiła Nanona. Tyś go zabił, o precz, niegodny!
— Przestraszasz mnie, kochana przyjciółko! Co mówisz?
— Mówię, żeś go zabił. Nie chcesz mnie rozumieć książę?
— O, nie, kochana przyjaciółko — odparł książę, starając się zniewolić do mówienia Nanonę, a tem samem wywołać myśli, gorączką podsycane. Jakże zabić go miałem, kiedym go wcale nie znał?
— Alboż nie wiesz, że on był więźniem stanu, że też same, co biedny Richon posiadał tytuły; wreszcie, że bordejczycy chcą na nim pomścić śmierć tego, któregoś ty za-