Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/376

Ta strona została przepisana.

mordować kazał; bo zawsze to jest zabójstwem, chociażeś go pokrył zasłoną sprawiedliwości.
— A, to prawda!... — zawołał, uderzając się w czoło. Zapomniałem o tym biednym Canollesie.
— Mój brat, mój biedny brat!... — zawołała Nanona rada, że może także swe żale wygłosić, nadając kochankowi tytuł, pod jakim go przedstawiła księciu.
— Masz słuszność, do kroćset djabłów!... — rzekł d‘Epernon — oto dopiero ze mnie pusta głowa. Jakżeż do pioruna mogłem zapomnieć o naszym biednym przyjacielu! No, jeszcze nic nie stracone, zaledwo dowiedziano się w Bordeaux o Richonie... wreszcie wahać się będą...
— A królowa, czy się wahała?... — spytała Nanona.
— Królowa jest królową, może więc dowolnie rozrządzać życiem swych poddanych, a bordejczycy są tylko buntownikami.
— Niestety — powiedziała Nanona — otóż jeszcze jeden więcej powód, by nic nie oszczędzali; powiedz mi, jaki masz zamiar?
— Nic nie wiem jeszcze, lecz zupełnie na mnie polegać możesz.
— A, gdybym mogła udać się do Bordeaux — powiedziała Nanona — i oddać życie swe za niego...
— Bądź spokojną, to do mnie teraz należy. Zrządziłem zło, lecz, na honor szlachcica, naprawić go muszę! Jeszcze królowej w Bordeaux nap rzyjaciołach nie zbywa, nie trać więc nadziei.
Nanona w oczach jego wyczytała szczerość, a nadewszystko siłę woli do wykonania uczynionej obietnicy.
Taką wtedy uczuła radość, że uchwyciwszy za ręce księcia, przycisnęła je do spieczonych ust i zawołała;
— A, drogi książę, jakże cię kochać będę, gdy ci się zamiar twój powiedzie.
Książę do łez był rozczulony.
Pierwszy to raz dopiero Nanona tak się przed nim wynurzyła; pierwszy raz dopiero podobną mu uczyniła obietnicę.
Wśród gwałtownego wzruszenia pożegnał Nanonę; potem, przywoławszy jednego ze swoich służalców, na którego zręczności i wierności zupełnie mógł polegać, rozkazał mu jakimbądź sposobem dostać się do Bordeaux i wręczyć