Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/383

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVIII.

Noc zapadła nad miastem Bordeaux i wyjąwszy część placu, gdzie mnóstwo cisnęło się ludzi, miasto wyglądało, jak opustoszałe, lecz od strony placu, zdala we mgle wieczora słychać było głuchy hałas i nieustający, jak odgłos odpływu morza.
Księżna, ukończywszy swoją korespondencję rozkazała oznajmić księciu de la Rochefoucault, że może go przyjąć.
U nóg księżnej, pani de Cambes, pokornie siedząc na dywanie, badając z najwyższą trwogą jej twarz i humor, zdawała się oczekiwać chwili, aby mówić mogła, nie będąc natrętną; ale tę cierpliwość wymuszoną, tę słodycz ponurą, zdradzało konwulsyjne poruszenie rąk, w których gniotła i rozdzierała chusteczkę.
— Siedemdziesiąt siedem podpisów! — powiedziała księżna — widzisz Klaro, że to niewielka przyjemność udawać królową.
— Przeciwnie, pani — odpowiedziała wicehrabina — bo zajmując miejsce królowej, przywłaszczasz sobie jaknajpiękniejszy przywilej, przebaczenie.
— I karanie także — dumnie odrzekła księżna de Condé — bo właśnie jeden ztych siedemdziesięciu siedmiu podpisów, położony jest na wyroku śmierci.
— A siedemdziesiąty ósmy będzie na rozkazie przebaczenia, nieprawdaż, pani? — rzekła Klara głosem błagalnym.
— Co mówisz?
— Zdaje mi si, pani, rzekła, że czas już abym uwolniła mojego więźnia; czyż nie dozwolisz pani, abym mu oszczędziła okropnego widoku prowadzonego na śmierć towarzysza? O! pani! ponieważ nie odmawiasz przebaczenia, niechże ono będzie zupełnem.