Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/387

Ta strona została przepisana.

Porucznik ukłonił się i wziął pismo.
— Czy pani będziesz tu czekać?... — zapytał się rządca.
— Czy mi nie wolno iść za tym panem?
— Przeciwnie, pani.
— A więc idę; pojmujesz pan, że chcę pierwsza oznajmić mu, iż jest ocalony.
— Idź więc pani i racz przyjąć zapewnienie mojego głębokiego szacunku.
Pani de Cambes pośpiesznie skłoniła rządcy i poszła za porucznikiem.
Był to ten sam młodzieniec, który już rozmawiał z Canollesem i Cauvignacem i dlatego z calem współczuciem śpieszył rozkaz wykonać.
Za chwilę pani de Cambes i on znajdowali się już w dziedzińcu.
— Gdzie nadzorca?... — zawołał porucznik, a oiwracając się od pani de Cambes rzekł:
— Bądź pani spokojna, za chwilę przybędzie.
Wtem przyszedł jeden z dozorców.
— Panie poruczniku — rzekł. — Dozorca zniknął gdzieś, napróżno wszędzie go szukano.
— A, panie!... — zawołała pani de Cambes — czy to nie będzie przczyną zwłoki?
— Nie, wcale, rozkaz jest dokładny; uspokój się pani.
Pani de Cambes podziękowała mu spojrzeniem, jakie tylko kobiecie, luba aniołowi jest właściwe.
— Wszakże macie podwójne klucze od wszystkich izb więzienia?... — zapytał pan d‘Outremont.
— Tak, panie — odpowiedział dozorca...
— Otwórz izbę pana de Canolles.
— Pana de Canolles — Nr. 2?
— Tak właśnie, Nr. 2 otwieraj prędko.
Dozorca odpowiedział na to jakimś niewczesnym dowcipem, ale pani de Cambes zbyt była szczęśliwą, aby się mogła za to rozgniewać.
Chętnieby nawet uścisnęła dozorcę, aby się tylko pośpieszył.
Nareszcie drzwi się otwierają. Canolles, który usłyszał idących po korytarzu i poznał głos wicehrabiny rzuca się w jej objęcia, a ona, szczytną miłością, zapominając że Canolles nie jest jej mężem, ani bratem, przyciska go do serca bijącego z radości.