Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/397

Ta strona została przepisana.

Lenetowi, że pojął myśl jego dokładnie.
— A zatem, skoro nas nic już nic wstrzymuje, idźmy — rzekł książę.
— Niech się spowiada, niech się spowiada! — krzyknęło kilku zawziętych.
Canolles podniósł się na palce, spojrzał w około wzrokiem pewnym i spokojnym, a odwracając się do księcia, rzekł zprzyciskiem:
— Czyż i tu jeszcze podłość powinna mieć miejsce, mości książę? Zdaje mi się, że jeżeli wolno tu komu czynić, co mu się podoba, to mnie tylko jednemu, który jestem bohaterem uroczystości; odrzucam więc spowiednika, ale żądam rusztowania i to jak można najprędzej, bo wyznam panom szczerze, że mi się znudziło oczekiwanie...
— Milczenie tam! — krzyknął książę, odwracając się do orszaku.
— Dziękuję, mości książę!... A więc idźmy i przyśpieszajmy kroku...
Lenet wziął Canollesa pod rękę i mówił do niego:
— Idź zwolna. Kto wie? Zwłoka, namysł, wypadek jaki nadzwyczajny może nastąpić. Idź zwolna, zaklinam cię w imię tej, która cię kocha!...
— O! — zawołał Canolles — zmiłuj się! nie wspominaj mi o niej. Cała odwaga mnie opuszcza na myśl, że na zawsze mam się z nią rozłączyć; ale co mówię, przeciwnie, panie Lenet, mów mi o niej, powtarzaj, że mnie kocha, że mnie zawsze kochać będzie, a nadewszystko, ze po mnie zapłacze.
— No, no, drogien ieszczęśliwe dziecię — rzekł Lenet — nie rozczulaj się, pomyśl, że patrzą na nas, a nie wiedząo czem mówimy.
Canolies wzniósł dumnie głowę, a piękne jego włosy, prze poruszenie pełne elegancji, rozrzuciły się w czarnych puklach po szyi.
Byli już na ulicy; liczne pochodnie oświatlały Canollesa i dozwalały widzieć dokładnie twarz jego spokojną i uśmiechniętą.
Między tłumem pospólstwa usłyszał kilka kobiet płacząccyh i mówiących te słowa:
— Biedny baron, tak młody, tak piękny!
Postępowano wciąż w milczeniu; nagle Canolies zawołał: