Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/398

Ta strona została przepisana.

— O! panie Lenet, chciałbym ją zobaczyć raz jeszcze.
— Chcesz, żebym po nią poszedł? Chcesz, abym ci ją przyprowadził? — zapytał Lenet, nie mając już własnej woli.
— O, tak, tak! — szepnął Canolles.
— A więc biegnę po nią... ale to ją zabije.
— Tem lepiej — przemówił egoizm do serca młodzieńca — jeżeli widok mój zabije ją, już jej nikt inny posiadać nie będzie.
Potem nagle, zwyciężając tę ostatnią słabość i chwytając Leneta za rękę, rzekł:
— Nie! Przyrzekłeś jej pozostać ze mną... Zostań więc.
Lenet ścisnął rękę młodzieńca i chcąc przed przybyciem na miejsce egzekucji spróbować jeszcze ostatniego usiłowania, podszedł do księcia i rzekł mu z cicha:
— Panie, raz jeszcze zaklinam cię, nie czyń tego, przebacz! Gubisz naszą sprawę tą egzekucją.
— Przeciwnie — odparł książę — dowodzimy, że sprawę naszą uważamy za słuszną, skoro nie lękamy się użyć odwetu.
— Odwet przystoi tylko równym, mości książę, a wiesz dobrze, że królowa zawsze będzie królową, my zaś jej poddanymi.
— Nie mówmy o podobnych rzeczach przy panu de Canolles — odpowiedział książę głośno — widzisz pan dobrze, że to nie wypada.
— Nie wspominaj pan nic księciu o łasce — rzekł Canolles do Leneta — widzisz bowiem, że książę chce wypełnić obowiązek stanu, nie przeszkadzaj mu więc dla tak małej rzeczy.
Książę nic nie odpowiedział, ale z ust jego uciśnionych, z tygrysiego spojrzenia, można było poznać, że słowami więźnia silnie był dotknięty.
Widać było chmarę ludu, cisnącego się i otaczającego obszerne koło, utworzone z błyszczących muszkietów, w pośrodku którego wznosiło się coś czarnego, niekształtnego, czego Canolles nie starał się rozpoznawać we mgle nocy, sądził bowiem, że to było zwyczajne rusztowanie, ale gdy nagle pochodnie zbliżywszy siędo środka placu, oświetliły ten przedmiot czarny, trudny z początku do rozpoznania, ukazała się szubienica.
— Szubienica!... — krzyknął, zatrzymując się i wycią-