Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/55

Ta strona została przepisana.

— Nie gniewaj się, Ludwiku — rzekła księżna do swego syna, którego twarzyczkę oszpecił jakiś brzydki grymas — jeśli Pierrot dotknie raz jeszcze twego ubrania, każe mu go ochłostać.
Zarumieniony od gniewu Pierrot groźnie odpowiedział:
— On jest książę, a ja ogrodnik; i jeśli on nie pozwoli mi dotykać swych sukien, ja również nie pozwolę mu bawić się z memi kurami. Przecież ja jestem silniejszy od niego; on to wie dobrze.
Zaledwie zdążył wymówić te nierozważne wyrazy, kiedy mamka księcia a matka Pierrota, schwyciła nieuległego malca za rękę i rzekła:
— Zapominasz, Pierrot, że książę jest twoim panem, panem wszystkiego co jest w zamku i naokoło niego, a zatem i twoje kury do niego należą.
— Ba!... — bąknął Pierrot — a ja sądziłem, że on jest mym bratem.
— Tak, ale bratem mlecznym.
— A więc jeśli jest mym bratetm, wszystkiem powinniśmy się dzielić; i jeśli moje kury należą do niego, to jego suknie do mnie należeć powinny.
Mamka chciała zapuścić się w szczegółowe objaśnienia różnicy zachodzącej, między nim a księciem, lecz młody książę chcąc zadziwić Pierrota i wzbudzić w nim zazdrość, przerwał jej mowę temi słowy:
— Nie bój się, Pierrot; wcale nie gniewam się na ciebie. Zaraz też mnie zobaczysz na mym wielkim białym koniu, na pięknem małem siodle; pojadę na polowanie i sam zabiję jelenia.
— Oho!... — odpowiedział niepohamowany Pierrot z widoczną pogardą — długo też usiedzisz na koniu! Niedawno przecież chciałeś pojeździć na moim ośle, a ten nawet zrzucił cię na ziemię.
— To prawda — rzekł młody książę z całą godnością, jaką tylko mógł przyzywać na pomoc — lecz dziś przedstawiam mego ojca, a zatem nie upadnę; zresztą Vialas trzymać mnie będzie.
— Dosyć, dosyć — odezwała się księżna, chcąc przerwać spór syna z Pierrotem — czas już ubierać księcia; szlachta czeka z niecierpliwością. Lenet, każ trąbić wsiadanego.