Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/58

Ta strona została przepisana.

swego zaniedbania, znajdują się teraz w parku, mieli nad nami tę wyższość, że znali hasło. My go nie znamy, dlatego też się do parku nie dostaniemy.
— Tak sądzisz, Ferguzonie?... — spytał z pewną względnością dla zdania towarzysza, ten co począł mówić pierwszy i w którym czytelnicy nasi poznali już zapewne naszego dawnego przyjaciela, z pierwszych kart tej historji.
— Czy tak sądzę! nawet jestem tego pewny zupełnie. Myślisz, że ci ludzie polują dla zabawy? O, nie! Oni niewątpliwie wspólnie coś knują.
— Prawdę mówi Ferguzon — ozwał się trzeci — oni coś knują i nas pewnie nie wpuszczą.
— Nieźleby jednak było zająć się polowaniem na jelenia, kiedy się sposobność nadaża.
— Nadewszystko zaś, kiedy polowanie na ludzi już nas znużyło, nieprawdaż Barabasie?... — odpowiedział Cauvignac. — A więc! nie powiedzą, żeśmy tak piękną sposobność mimowolnie opuścili. Mamy wszystko co potrzeba, aby wystąpić godnie na tej uroczystości, błyszcząc, jak nowe dukaty. Jeśli książę d‘Enghien potrzebuje ludzi, gdzież znajdzie od nas mężniejszych? Jeśli potrzebuje zręcznych knowaczy spisków, gdzież nad nas znajdzie roztropniejszych. Najskromniejszy z nas wygląda najmniej na kapitana.
— Ty zaś, Cauvignac — dodał Barrabas — uszedłbyś w potrzebie za księcia i para.
Ferguzon milczał i myślał.
— Na nieszczęście — mówił dalej Cauvignac, śmiejąc się — Ferguzon nie ma dziś chęci do polowania.
— Ba! — rzekł Ferguzon — z czego to wnosisz? Polowanie, to rycerska zabawa, którą ja bardzo lubię. Dlatego też wcale nią nie pogardzam. Mówię tylko, że wejście do parku, w którym polują, bronią kraty, a bramy dla nas zamknięte.
— Czy słyszycie! — krzyknął Cauvignac — trąby znać dają, że zwierz się pojawił.
— Lecz — mówił dalej Ferguzon — to wcale nie stanowi, abyśmy dziś mieli polować.
— Jakże chcesz, żebyśmy polowali, ośla głowo, kiedy nie możemy wejść do parku?
— Nie mówiłem, że wejść nie możemy — zimno odrzekł Ferguzon.