Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/63

Ta strona została przepisana.

więc zrzucić z siebie przygniatającą go zgraję, mając w oczach łzy, towarzyszące zwykle konaniu jelenia lub sarny.
Lecz już nie zdążył; ostrze noża, na którem odbił się promień słońca, utonęło w jego gardle; krew obryzgała twarz księżnej.
Jeleń zerwał się, podniósł głowę, jęknął boleśnie i rzuciwszy ostatnie, pełne wyrzutu spojrzenie na swą piękną panią, padł i wyzionął ducha.
W tejże chwili wszystkie trąby zagrzmiały, głosząc śmierć; tysiące głosów ozwało się: „Niech żyje księżna!"
Mały zaś książę skacząc, bił w dłonie radośnie.
Księżna wyrwała nóż z gardła jelenia; dumnie, jak amazonka, spojrzała dokoła, oddała okrwawioną broń głównemu łowczemu i dosiadła konia.
Wtedy Lenet zbliżył się do niej.
— Czy Wasza Książęca mość życzysz sobie, abym jej powiedział — rzekł ze zwykłym uśmiechem — o kim myślałaś, zabijając biednego jelenia...
— Myślałaś pani o Mazarinim...
— Zgadłeś!... — zawołała księżna — właśnie myślałam toż samo. Przysięgam ci, że zamordowałabym go bez litości; ależ naprawdę z ciebie istny czarownik, kochany Lenet.
Potem, zwróciwszy się do reszty towarzystwa dodała:
— Teraz, gdy polowanie ukończone, raczcie panowie udać się ze mną. Już zapóźno, by tropić drugiego jelenia, a zresztą, czeka nas wieczerza.
Cauvignac odpowiedział na to zaproszenie jak najwdzięczniejszym ukłonem.
— Co robisz, kapitanie?... — spytał Ferguzon.
— Co? Przyjmuję zaproszenie!... Czy nie słyszałeś, że księżna zaprosiła nas na wieczerzę, jak ci to obiecałem?
— Cauvignac, usłuchaj mnie — rzekł Ferguzon — gdybym był na twojem miejscu, coprędzej wynosiłbym się stąd.
— Ferguzonie, przyjacielu mój, na ten raz twa zwykła przenikliwość omyliła cię. Czyś nie słyszał rozkazów, które wydawał ten czarno ubrany jegomość, bardzo podobny do lisa, gdy się śmieje, a do borsuka, kiedy się gniewa? Wierz mi, Ferguzonie, że przy wyłomie niezawodnie postawiono wartę; udać się więc w tę stronę byłoby toż sa-