Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/67

Ta strona została przepisana.

Początek tej sceny, końca której Ferguzon nie przewidywał, bardzo go niepokoił.
Niepokój ten łatwo udzielił się i jego towarzyszom, którzy tak jak i Lenet ciągle tylko w stronę drzwi spoglądali.
Lecz dowódca ich, owinąwszy się wspaniałym płaszczem, pozostał spokojnym.
Na zaproszenie Leneta uczynił dwa kroki naprzód i skłoniwszy się księżnej z wyszukaną grzecznością, powiedział:
— Pani!... jestem Roland de Cauvignac i przyprowadzam na usługi Waszej książęcej mości tych pięciu szlachciców. Wszyscy oni należą do najznakomitszych rodzin Guyenny, lecz chcą zachować „incognito".
— Bez wątpienia jednak, panowie przyjechaliście do Chantilly, będąc opatrzeni jakim listem polecającym?... — spytała księżna, bojąc się, by wrazie aresztowania tych sześciu podejrzanych ludzi, nie wynikł jaki straszny rozruch.
Cauvignac skłonił się, jako człowiek pojmujący sprawiedliwość tego żądania, przetrząsnął kieszeń bogatego kaftana i wyjął zeń we czworo złożony papier, który z najgłębszym ukłonem podał panu Lenet.
Lenet rozwinął papier, przeczytał i wyraz najżywszej radości rozpogodził rysy jego twarzy, skurczone obawą.
Podczas, gdy Lenet czytał, Cauvignac obrzucił całe zgromadzenie spojrzeniem triumfującem.
— Pani! — rzekł Lenet cichym głosem, nachylając się do ucha księżnej — patrz, co za szczęście! blankiet księcia d‘Epernon.
— Dziękuję ci, panie — powiedziała księżna, mile się uśmiechając. — Dziękuję!... po trzykroć dziękuję!... bo za mego męża! za siebie! i za syna.
Wszyscy przytomni oniemieli z zadziwienia.
— Panie — rzekł Lenet — papier ten jest tak dalece drogim, że pan zechcesz go bezwątpienia odstąpić nam pod pewnemi tylko warunkami. Dziś po wieczerzy rozmówimy się, a wtedy mi pan powiesz, czem ci odsłużyć będziemy mogli.
Lenet włożył do kieszeni blankiet, o zwrot którego Cauvignac z grzeczności wcale się nie dopominał.
— A cóż?... — powiedział Cauvignac do swych towarzyszy — oszukałem was, zapraszając wieczerzać z księciem d‘Enghien?