Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/91

Ta strona została przepisana.

niam. Powinni byli dać mi jej rysopis, albo posiać zręczniejszego odemnie szpiega.
Canolles schował piszczałkę do kieszeni i słuchał, jak zaskrzypiały rygle, jak zadrżał most zwodzony pod karetami uciekających, jak ścichał oddalony hałas konnego oddziału. Potem, gdy wszystko zniknęło, nie myśląc nawet, że igra swem życiem za miłość kobiety, to jest za cień szczęścia, przeszedł na drugi podwórzec zupełnie pusty i ostrożnie zaczął wstępować na schody, pokryte najgłębszą ciemnością.
Pomimo całej ostrożności Canollesa, z jaką kręte przebywał schody, nie mógł jednakże nie potknąć się w korytarzyku o jakiegoś człowieka, przysłuchującego się u drzwi jego pokoju.
— Kto tu? kto tu? — pytał przestraszonym głosem.
— Do djabła! — rzekł Canolles — a ty sam kto jesteś, co jak szpieg pod cudzemi siedzisz drzwiami?...
— Jestem Pompée.
— Intendent księżnej?...
— Tak! ten sam!
— A!... doskonale — rzekł Canolles — a ja jestem Castorin.
— Służący barona de Canolles?
— A tak!...
— A!... kochany Castorinie — odezwał się Pompée — założę się, żem cię bardzo przestraszył?...
— Mnie?
— Naturalnie!... przecież nigdy nie byłeś żołnierzem! Chcąc ci nagrodzić przestrach, powiedz, mogęż co uczynić dla ciebie, kochany przyjacielu? — mówił dalej Pompée przybierając poważną minę.
— A!... możesz, chciałem nawet prosić cię.
— A więc mów?
— Byś oznajmił natychmiast księżnej, że pan mój chce z nią pomówić.
— O tej porze?
— Tak, zaraz.
— Żądasz niepodobnych rzeczy!
— Czy tak sądzisz?
— Jestem tego pewny.
— A więc nie przyjmie mego pana?
— Zapewne!