— Bo nie pozwolę.
— Każdy rad przecież na tę ostatnią drogę ogarnąć się pięknie. Miłoby pani było pójść na sąd ostateczny w gałganie wyszarzanym, albo podartym?
— Ani miło, ani przykro — odparła Ignacowa. — Cóż mi po ubraniu, kiedy umrę?
— Zawsze nieładnie, a i familji wstyd.
— Ona biedaczka, familji tutaj nie ma, więc nikt wstydu nie poniesie, a jak kiedy przyjadą, będą woleli wziąść co zostawiła.
W odpowiedzi na argument maglarki, niby śpiew ptaszęcia rozległo się wołanie:
— Mamo! mamuniu!
Maglarka drgnęła, Pytelska i Jóźwiakowa zabobonnym strachem zdjęte skoczyły ku drzwiom.
— Ach! — zawołała pierwsza — na śmierć wyszło mi z głowy, że ta biedaczka ma córkę!
W kąciku pod piecem siedziała dziewczynka, mogąca mieć około lat czterech. Obudziwszy się przed chwilą rumiana ze snu, jak jabłuszko, błękitnemi oczami badała nieznajome postacie. Znać było że nie przywykła do widoku obcych ludzi, i że się boi. Dopiero ujrzawszy matkę ubraną i uśmiechniętą we śnie który ją z nędzy życia wybawił, odchyliła białe ząbki wołając:
— Mamunieczko droga! — i żywo do zmarłej podbiegła.
Kobiety, niby na komendę, zalały się łzami. Stróżka ukryła twarz w dłoniach, a maglarka obtarła nos hałaśliwie.
— Sieroto, oj sieroto! — zawodziły żałośnie, gdy dziecko przycisnęło usta do zimnych rąk matki.
— Sieroca dola twardsza od kamienia!
— Wiadomo że twardsza...
— Lepiej było umrzeć obydwom.
— Oszalałaś pani! — krzyknęła maglarka, skora widać do gniewu. — Oszalałaś — powtórzyła rzucając na Jóźwiakową wzrokiem pełnym urazy. — Miał umierać przed czasem taki kwiateczek, taka różyczka! Nie byle komu tutaj rządzić; Pan Bóg najlepiej wie co robi... Dopiero mądre powiedzenie!
— Co mi tam kto będzie przymawiał! — fuknęła Pytelska — Ja też niczyjego rozumu nie potrzebuję; stara jestem, a choć mówię nie mądrze, zapóźno mi do szkoły.
Strona:PL Dwa sieroctwa by K Szaniawska from Kalendarz Lubelski Y1896 p26.png
Ta strona została skorygowana.