wielkości, co pół tego listu, płacą 20 franków na monetę francuską, przy drożyźnie więc tutejszej może żyć i innym być użyteczny, a jest komu — i to mu zastępuje całą historję serca... Jest w tem wielki dramat».
Wkrótce jednak zaczyna go dławić tęsknota do innych warunków życia, do świata, z którym się zżył. Musiał być w położeniu bardzo ciężkiem, jeżeli zdecydował się napisać do Mickiewicza, którego niedawno tak brutalnie i tak boleśnie dotknął, z prośbą o wyjednanie mu pomocy finansowej u któregoś z magnatów, u hr. Branickiego lub R. Raczyńskiego. Boi się, że inaczej będzie musiał «już tak nieodwołalnie zmarnować całą egzystencję», więc pragnie, aby mu ktoś «w pomoc przyjść raczył, ile trzeba na to, ażebym stąd do Polski, albo do Turcji udał się». Był to rok 1853-ci i rozpoczynała się właśnie wojna rosyjsko-turecka, która zmienić się miała wkrótce w wojnę krymską; z tą zatem sytuacją polityczną łączył swe plany biedny poeta.
Czy list ten odniósł pożądany skutek, czy pomoc przyszła z innej strony — np. od ks. Marcelego Lubomirskiego, słynnego utracjusza i oszusta, który uciekł był przed wierzycielami do Ameryki i mieszkał obok New-Yorku w Brooklynie, gdzie Norwid zapoznał się z nim i na zawsze pozostał mu życzliwym — dość, że w połowie r. 1854 znalazł się nasz poeta z powrotem w Europie i przez Londyn podążył do Paryża, który przed dwoma laty tak bardzo był mu obrzydł. Odtąd już do końca życia pozostała stolica Francji jego siedzibą. A życie to coraz bardziej było szare i ciężkie. Brat, Ludwik, również emigrant, zubożał i nie mógł go już wspierać, artystą zaś był Norwid zbyt słabym, aby w tem centrum sztuki europejskiej, jakiem był Paryż, żyć z rysunków i malarstwa. Pozostawała tylko poezja, ale najpierw czerpanie z niej dochodów w środowisku nędzy emigracyjnej było wogóle zupełną niemożliwością, powtóre zaś chodziło tu także o sposób pojmowania tej twórczości. Opinja ogółu, nie wyłączając ludzi najpoważniejszych, a Norwidowi szczerze życzliwych, protestowała przeciw zaniedbanej formie jego utworów i wynikającej stąd — przynajmniej w znacznej części właśnie stąd — niejasności ich i niezrozumiałości, on zaś uparł się i nie chciał powrócić do prostoty stylistycznej swych najwcześniejszych utworów. Pamiętał dobrze, jak już w r. 1842 jakiś krytyk warszawskiego «Pamiętnika literackiego» osądził, że jego «jeden wiersz Wspomnienie» wart jest «sążnistej in folio księgi uwag i badania», a nie uznawał bynajmniej, aby jego nowe utwory miały być od «Wspomnienia» gorsze, więc chyba tylko zawiść mogła wymyślać zarzuty. To też nie poddaje się bynajmniej głosom opinji i zaczyna z niemi walkę, z natury rzeczy beznadziejną, a ponieważ śmiesznem byłoby przekonywać
Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/026
Ta strona została przepisana.