Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/044

Ta strona została przepisana.

dawania tego tonu czy tych szczegółów, które odczytanie właściwej jego myśli czynią możliwem, w przeciwnym bowiem razie będą one niezrozumiałemi dla nikogo hieroglifami. W poezji jest ironja dopuszczalna, chociaż musi z natury rzeczy obciążać jej skrzydła i krępować jej lotność. Używana zbyt często, zmienia się w szereg łamigłówek, staje się uciążliwą i nudną. Norwid uczynił ją jedną z głównych podstaw swej twórczości.
Przypatrzmy się pobieżnie, jak się ta twórczość, ujęta w zwyczajne działy, przedstawia.
Liryki w ścisłem tego słowa znaczeniu, podającej wyrazy uczuć wprost z serca do serca, prawie niema u Norwida. Nie przychodzi mu nawet do głowy, że jedynem jego zadaniem jest — wzruszanie. On sam, wytrącony przez potężną namiętność z normalnego toru, nigdy nie uchwycił ani jednej sceny z wstrząsającego dramatu swego życia, ani jednego wybuchu uczucia, które przecież potrafiło wypędzić go na drugą półkulę, lecz dopiero po latach wyciskał z zastygłej lawy zimne, a gorzkie, gryzące refleksje. Tak marnował sytuacje, jakby umyślnie stworzone dla poety, a chyba w tym celu tak drogo okupione, aby mógł z nich wysnuć swe arcydzieła, jak to czynili wszyscy wielcy twórcy świata. Ale w duszy jego zjawił się wcześnie jakiś straszliwy, snać przeklęty przez Apolina filtr, który z niej nie wypuszczał żadnego uczucia, dopóki nie skwaśniało na ocet. Wolną drogę miały tylko rozumowania.
Bezpośredniego wyrazu uczuć dopatrzeć się można zaledwie w kilku wierszach, np. do p. Kalergis («Trzy zwrotki», zob. str. 81, nr. 99), do Litwy, z powodu przysłanego mu stamtąd uznania («Słówko», zob. str. 111, nr. 141) — lecz drugi, chwytający za serce początkowemi słowami, przechodzi w przypowieść z Pisma św., na szczęście prostą i jasną, pierwszy zaś, wskutek braku uzasadnienia wykrzyknika «żyj raz przecie» (czytelnik sądzi przeciwnie, że adresatka żyła całą pełnią duszy), traci wiele z swej siły wzruszającej, choć nie przestaje należeć do najlepszych liryków norwidowskich. Nie znaczy to jednak, aby Norwid pioruny doznanych uczuć przechowywał w duszy i przekuwał je potem w płomienne symbole, jak to często czynił Goethe; te symbole, które stwarza, wyjątkowo tylko ogrzewa własną krwią serdeczną, a nawet nie często wysila się na stworzenie im artystycznego kształtu. Wymownym przykładem jest wiersz «Krzyż i dziecko» (por. str. 145, nr. 234), który w czterech małych zwrotkach miał zawrzeć symbol dobrodziejstw chrześcijaństwa, a więc sprawy, najdroższej autorowi. Początek zapowiada się dobrze: dziecko ostrzega ojca, że łodzi, w której płyną, grozi rozbicie się o sterczący z wody krzyż; ojciec uspakaja synka, a po chwili niebezpieczeństwo istotnie znika.