O, tak, o, tak mój drogi! Czas idzie, śmierć goni,
A któż zapłacze po nas? Kto oprócz ironji?
Jedyna postać, którą wcale znałem żywą,
Pani wielka i zawsze w coś ubrana krzywo,
Popioły ciche stopą lekką ruszająca,
Z warkoczem rudym, twarzą czerwoną miesiąca.
Ta jedna!... A cóż więcej ci powiem na wstępie?
Oto, że w świat wchodziłem, gdy w największej sile
Poetów trzech (co właśnie zasnęli w mogile)
Śpiewało — że milczałem — i znów pióro strzępię,
Jak kłos o sierpa ostrze: a powiedz mi, proszę,
Kto przy mnie jest i fałsze wyrzuca macosze?
Owszem, quantumque reges delirant, Achivi
Plectuntur[1] i jest w błędzie, kto się temu dziwi.
— Jako więc, w świata tego którejkolwiek stronie,
Na mchu jeśli w odludnym przylegniesz parowie,
Planeta ci się zaraz pod twe małe skronie
Zbiega, i czujesz globu kulę za wezgłowie —
Tak mówię ci, że, skoro istota poety
Zebrać u piersi swoich nie umie planety,
Całego chóru ludzkich współłez i współjęków,
Od ziemi do macicy tej najwyższych sęków,
Od karła do olbrzyma, od tego, co kona,
Do tego, co zawisnąć ma jutro u łona:
Zaiste, niech mnie taki nie uczy, co jasne,
A co ciemne! — On ledwo że wie, co przyjemne!
Bo jam nie deptał wszystkich mędrców i proroków,
Ale mię huśtał wicher, ssałem u obłoków
I czułem prochów atom na twarzy upadłéj.
Sfinksy znam, czerwieniły się skąd, czemu bladły —
Boga, że znikający nam przez doskonałość,
Nie widziałem, zaprawdę, jak widzi się całość,
Alem był na przedmieściach w jego Jerozalem.
W wodzie obłoków krzyżem pławiąc się czerwonym,
Zwierzokrzewowe psalmy mówiłem z koralem,
Z delfinem pacierz, glorję z orłem uskrzydlonym...
I właśnie, gdy rzecz wszczynam poziomego toru,
To nie przeto, ażebym sługą był wyboru,
Lecz, że mię wciąż dolata trumny zatrzask nowéj.
Dziennik donosi: «Ten się struł, zabił się owy:
Pracował w Ossolińskich księgozbiorze sporo.
Zbyt czuwał, konstytucję niedość krzepił chorą...[2]
............
Prawda, prawda! Lecz jakżeż może być inaczéj,
Skoro, na grobie każdym, rozwartym z rozpaczy,
Porzucawszy gałązki, zasłonicie przepaść,
Mówiąc: «Idź, uszczknij listek!» Ale któż ci powie,
Że się załamie ziemia i nie możesz nie paść
Nogą na obróconej ku niebiosom głowie...
Owszem, tę prawdy stronę uważając za rdzę,
Malowany samotrzask zastawią ci w rowie,
Na korzyść serca... Sercem tem — szkołą tą — gardzę!
Żeby tam smutny człowiek już nic nie wyprosił.
Kochanowski.
Dzikie smutki, jak kolcem najeżone głogi...
Obrosły tego życia jałowe odłogi,
Chmury niebo zakryły, a jeśli na chwilę
- ↑ jako przysłowie używany cytat z Horacego: za głupstwa królów pokutują narody (dosłownie: ilekroć zrobią głupstwo królowie, karę ponoszą Grecy. Hor. ep. 1, 2, 14).
- ↑ Felicjan Łobeski, pisarz-malarz — a następnie i ten, do którego niniejszy list był pisany!... Przyczyna tragiczna, dla której wiersza tego nie położyło się na wstępie przypowieści «Quidam» — raz, że zalegał list ten w papierach zgasłego, drugi raz, że boleśnie było przez długi czas do rękopismu tej treści, i treści naprzód określonej, zbliżać się. (P. P.).