Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/077

Ta strona została skorygowana.

Księżyc osypię kwiatem. Już oburącz imam
Jego blade promienie, co się snopem trzęsą,
Jako zbielałe kłosy, kiedy długą rzęsą
Mrugają na żniwiarza. Ach, i gdyby jeszcze
Ten nudny, mdławy wietrzyk uprzykrzonem wianiem
Nie targał splotów moich...

TRUPIA GŁOWA (z framugi)

Gdyby przed świtaniem,
Przed złotym dnia początkiem jakieś sny złowieszcze
Nie łaziły gromadnie. — Gdyby robak ciebie
Nie dojrzał, nie domacał, toby tam, po niebie,
Przyjemnie było biegać: ale, gdy u kraty
Czarna, wyschła łodyga, jak szkielet wężowy,
Pozostanie, a wkoło zgniłych liści szmaty
Obwisną, to i księżyc osiwiałej głowy
Nie nachyli po wieniec, jeno się rozśmieje,
A pójdzie w swoją drogę — bo też te nadzieje
Dziwne są...

POWÓJ.

Więc nie czujesz, nie znasz ty natchnienia,
Które zapala moje rozmarzone oczy
Lazurowym[1] płomykiem?...

TRUPIA GŁOWA.

Słuchaj doświadczenia!

OBRAZ.

Czy wiesz, jak piszczy robak, kiedy ramy
toczy?

ZEGAR.

Czy zdołasz wyrachować, wiele czasu trzeba,
By poziomą gałęzią dostać aż do nieba?...

TRUPIA GŁOWA.

Szaleńczo, sen cię łudzi.

POWÓJ.

A na twojem czole
Mech rośnie i wyziębia wrzących uczuć dzielność.

ZEGAR.

Więc i u mnie podobnież?

POWÓJ.

W ciasnem godzin kole
Braknie miejsca dla jednej, zwanej Nieśmiertelność.

∗             ∗

Tu oknem zatrząsł wicher, a jak w miękką wodę
Zapada brzeg podmyty i listeczki młode
Na dnie żyjących roślin brudnym mętem plami,
Tak się stało i w izbie, tak i ze sprzętami
Poczęła sobie ciemność. Czarno, mętno, głucho
Zrobiło się w komnacie, a śmiertelne ucho
Nic dosłyszeć nie mogło, a śmiertelne oko
Nic wypatrzeć — aż za chwilę w oknie
Rozwidniało, i powój, co się piął wysoko,
Obwisły, potargany, w strugach deszczu moknie.
Zresztą wszystko, jak dawniej: lekkie chmury idą
Przez księżyc, a on, niby w dzień Trzech Królów klecha[2],
Białym, miękkim promieniem, jak święconą krédą,
Po drzwiach i belkach pisze, aby stąd pociecha
Na cały rok urosła. Klecha, gdy napisze
Trzy głoski na uszaku, staje w zadumieniu
I osiwiałą głową powoli kołysze,
Niby kolebką wspomnień — a księżyc w milczeniu
Szarą, wełnistą chmurę nasuwa niebawem,
Jakby także chciał dumać, jakgdyby rękawem
Łzy ocierał... W izdebce jeszcze pusto było,
I dziwnie, i półciemno, niby ją wyśniło
Czarodziejskie marzenie, niby jej nie było
Na jawie.

Kto po nocy błędne oko gubi
W rojach gwiazd, kto powiewem woniejącym lubi
Pierś naścieżaj otworzyć, ten niech w dzień ochoczo
Pracuje. Bo gdy światło zetrze mary senne,

  1. lazur (późnołac.) = błękit.
  2. Właściciel, albo dyrektor domowy, pisał na każdym uszaku mieszkalnego domu, stodoły, śpichlerza i obory litery G. M. B., tudzież rok, czyli Gaspar, Melchjor, Baltazar, imiona trzech króli. (Łukasz Gołębiowski, karta 312). (P. P.).