Albo drabiny światłej stopniowanie,
Albo zastępów szlak w przepaści błogie,
Gdzie nieskończone słychać: «Niech się stanie!...»
Potem widziałem ziemi spodziewanie —
Ale niewiele kwiatów tam rzucono;
I rzadkie palmy na drodze krzyżowéj,
I rzadko ludu z głową pochyloną,
I rzadziej z myślą pochyloną głowy...
O, nie tak, nie tak dni oczekiwania
Po smutnym świecie winnyby rozwiośnić!
I nie tak wolność a bratnie kochania,
I nie tak równość — innych musisz dośnić...
Ale się połóż w ciszy i spopieléj,
Jeżelić przyszłe drogiem zmartwychwstanie,
Bo nie zaniecha On, skoro wyceli,
I będzie łaskaw mimo urąganie,
I czasu swego da — ani go wstrzyma
Najdumniejszego chorągiew olbrzyma.
Tylko osądzi w łasce taką rzeczą,
Która robakom wątku ujmie nagle —
Bo, albo sławy sobie wręcz zaprzecza,
I każdy równą wydmie pychą żagle,
I obrzydliwem będzie wieniec piętnem,
I przepaliwszy się, wynamiejętniem...
Albo z kamyka kędyś podle drogi,
Albo z ostatniej wezwie moc marności,
I wzuje sandał — i przed ziemskie bogi
O całą przestrzeń posunie litości,
I każe nosić chorągiew przymierza
Ani z mądrości ni z głupstwa nadętym,
Ni z dóbr, ni z nędzy, ni z siły pacierza,
Ani z niczego... który niepojętym
Jest i pokuszeń nie zna ani granic,
I wszystko za nic ma, a nie ma za nic.
Marzec 1849.
Cień Juljusza, w złotawej klamidzie[2],
Jakoby chmura popod księżyc idzie,
By śmiertelnemu, co pogląda z ziemi,
Wydał się światła szyby rozlanemi
I, u kolumny zawisnąwszy szczytu,
Z obywatelem cichego błękitu
A panem miasta podumał gwarnego,
Z Cezarem drugim świata porzymskiego.
Obadwaj smutni — ów dawny, co, dłonie
Załamywając wtył, piersi podawał,
I ten, co ku nim duże zwieszał skronie,
A obojętność rękami udawał —
Obadwaj jakby już porozumieni
Lotnością duchów, i bronzu ciężarem,
I kształtowanych tysiącem kamieni
(Co w sztuce z życiem wciąż obcują starem),
Obadwaj w błękit jeden obwinieni
Nieśmiertelności ogromnym sztandarem,
O dawnych mieczach, i o praw wędzidle,
I o złamanem orła marzą skrzydle,
«Alea jacta est»[3] — stało się znowu
Powszednim drobnych chlebem milijonów,
I do każdego się Rubikon rowu
Strugami przelał — i każdy z zagonów
Na oną wyspę zmienił się olbrzyma,
Co dziś małości nawet wielkiej nie ma!...
Pół wieku pierwej, niż Bóg był na globie,
Ja byłem — wiek mój, świat mój, lud mój znałem,
Bo trzy te siły spokrewniłem w sobie.
Bo wiek mój, lud mój, świat w ręku trzymałem,
I twoją Galje, i przedświt tiary,
Która-ć promieni świętych odmówiła,
I wyspę dębów, co swemi konary
Wszystkie dziś portów szczeliny obwiła...
Lecz dość... wspomnienia gorzkie są cykuty[4].
Życia i myśli wątek twój dosnuty
Dnia ostatniego, na ostatnim schodzie
Kapitolińskim[5] widziałeś, o cieniu.
Godziny jednej nie przeżyłeś w głodzie,
Ani jednego dnia w ducha pragnieniu.
Zaprawdę — w Marku[6] ukochałem człeka,
Co o swej dobie szatę z ramion zwleka,
Do łaźni służąc — ha, do ostatecznej...
- ↑ Kolumna Vendôme na placu tejże nazwy w Paryżu z posągiem Napoleona na szczycie, kopia rzymskiej kolumny Trajana.
- ↑ chlamida (gr.), rodzaj płaszcza starożytnych, zarzucanego na prawe ramię.
- ↑ alea jacta est (łac.) — kości rzucone. Zwrotu tego, który po raz pierwszy miał wypowiedzieć Cezar przed przejściem Rubikonu, używa się na oznaczenie śmiałego postanowienia.
- ↑ cykuta (łac.) = szalej, roślina trująca.
- ↑ na schodach do Kapitolu padł Cezar pod sztyletami spiskowców.
- ↑ Marcus Brutus. (P. P.).