Całego nawet pełnią arcydzieła,
Wszechwdzięków nawet harmonją i zgodą
Próżnobyś jej się wyrównać podjęła,
Ty, najpiękniejsza, lecz po niej, przyrodo!»
Tu — zakończył on, alić wzruszenie,
Rękę mając jako oklask długą,
Podało mu nią laur za natchnienie:
Gdy drugi wszedł śpiewak stroną drugą,
Harfę wlekąc swą — czy zniechęcenie,
Czy może był dnia onego chory? —
Ucichnęli — i tak zaczął wtóry:
Gdzie wnijdzie i gdzie postawi stopę swoją,
Nie oglądają się ludzie zadziwieni,
Lecz, jak stali pierw, stoją.
Potem, niby ocknieni,
Czują więcej światłości wokoło siebie,
I rozpowija się im powoli w oczach,
Jako jutrznia na niebie,
Odbłysk na jej warkoczach.
Ale włos jakiej ma barwy? Zapomniałem;
Ale oko? — Nie wiem doprawdy, czy modre;
Jeśli to gdzie pisałem,
To odszukam i podrę.
Wiem, że od wierzchu jej ramion do sandału
Każda fałda głównemu służy skinieniu,
Jak zdrowie służy ciału,
Co wypoczywa w cieniu.
Ale ile jest białą jej płeć? Ani wiem,
Nawet koral ust, nie pomnę, jak namiętny!
Śmiech, nim żywy słowa tchem,
Pitagorejsko smętny.
Męczennicy nieco w jej skroń nakłonieniu,
Ale w szerokości czoła coś Platona[1],
Wzrok dziecka w osłupieniu
Z iskrą Pigmalijona![2]
Coś matrony, coś wodza w piersi potędze,
Jak ta Marja, co za wielkich dni Mojżesza,
Podobna psalmów księdze,
Szła przodem — za nią rzesza. —
Podobna Wiktorji[3] bosej z laurem w dłoni,
Co wskróś obłoków bystro bywa lecąca,
Jak heroicznych koni
Rżenie, do blasku słońca!
Lecz skoro potocznego znów życia tknie się,
Podobna do ucichłej palmy na stepie,
Nieumyślny cień niesie
I nie powiada: «Krzepię».
Ale jakie ma zębów perły? Nie pomnę,
Ani ile jest w rumieńcach jej korali?
Słowa są wiarołomne.
Skończyłem! Nie wiem daléj.
I tu umilkł. Bowiem śpiewak owy,
Któremu jedyny wieniec dano,
Uniesiony ponad tłumu głowy,
Gdzie swym laurem skinął, wraz klaskano:
Starcy, dziewki, i hufiec bojowy,
I młodzieńcy z tuniką rozwianą,
Jako wielkie morze w słońca blasku,
Szli. Aż przeszli w historji oklasku.
Na greckim rynku ludzie zgromadzeni stali
Pod łagodnego cienia rzucanemi plamy
Od dziadów, którzy w błękit powracali biali,
Od bohaterów, mówię. Niżej lud — ten samy,
Jedno żyw, marmurowej nie mający cery
I mniej osobny, niźli wielkie bohatery.
Był tam i wojak, bosym podparty dzirytem[4],
Z ręką chorą, na resztce perskiej zwisłą szaty,
I mąż uczony z wiadrem, tablicą przykrytem,
Gdzie rękopisma nosił — był tam i bogaty
W wieńcu złotym, i mówca w czerwonej opończy,
I pasterz w kurpiach[5], które wąchał mu pies gończy.
- ↑ Plato (427–347 przed Chr.), obok Arystotelesa największy filozof grecki.
- ↑ Pigmalion, bajeczny król Cypru, wyrzeźbiwszy posąg młodej dziewczyny, zakochał się w niej; wzruszona siłą jego uczucia Afrodyta ożywiła ją i dała mu ją za żonę.
- ↑ Wiktoria (łac.), bogini zwycięstwa.
- ↑ dziryt (tur.) — rodzaj krótkiej włóczni.
- ↑ kurpie — chodaki plecione (z łyka), kierpce.