To napiszę ja bogaciéj
Posłem dobrym,
Jednym z młodszych twoich braci,
Kornie chrobrym...
Gdzieś go znałeś za tém znaniem
Lub nad znaniem tém,
Za tem czasów urąganiem,
Co nie dzwoni w rym —
Za tym dzikim zgrzytem dłuta,
Co odpryska w pył,
Ale zato postać kuta
Staje — tyleś żył —
Za tym jawem, który nocą,
Blizną, co jest znak,
Za nieznaną tą wszechmocą,
Którą kocham tak —
Za tym jadem a miłością,
Poplątaną w szlak,
Za tą, mówię, realnością,
Którą gardzę tak!
............
Lepiej, że on w Fonteneblo,
Niż ja, dzikie ptaszę,
Bo strzeliściej się zeszczeblą
Pogadanki wasze.
Jak orzechu strojną perłą
Z wiatrem igra leszcz[1],
Takie pieśni jego berło,
Taki to on wieszcz.
A tak śpiewny, że aż śpiewam,
Dobry, że aż żal,
Czysty, że aż się spodziewam,
Szczery, że choć chwal!
............
Niech Marjanka on uściśnie,
Pannie kwiat zaniesie
I czerwone z wami wiśnie
Je i chodzi w lesie!
Teleskopowa, oj, kometo[2],
Przelatująca w dzień słoneczny,
Gmin cię nie witał niestateczny,
Astronom ledwo z baszt lunetą!
Ty na padół nie trzęsiesz złotem,
Ni groźbami — cóż ludziom po tem?
Ciche zasługi są tak samo,
Bez wczesnego gdy schodzą żalu;
Dziecię woła za piersią: «Mamo!»
Lecz ona w mieście jest na balu,
Pierś zapiętą wsparłszy o ramię
Tanecznika, co uśmiech kłamie.
O, z jakimże wołałem żalem
Na cmentarzach twoich, narodzie:
«Jeruzalem! o Jeruzalem!
Bez strażników i wieżyc grodzie,
Zawsze nie wczas, lub zawsze nie ty
Teleskopowe znasz komety».
Wiesz, kto jest wielkim? Posłuchaj mię chwilę,
Nauczę ciebie
Poznawać wielkość nietylko w mogile,
W dziejach, lub w niebie.
Wielkim jest człowiek, któremu wystarczy
Pochylić czoła,
Żeby bez włóczni w ręku i bez tarczy
Zwyciężył zgoła.
Niższym się stawszy, on zawiść poniża,
A zawiść w czwały
Leci i czepia mu znamiona krzyża,
Wołając: «Mały!»
I kłamie sobie, jak kłamała pierwej,
Gdy on, z westchnieniem,
Przyjmuje sławę i niesławę nerwy[3],
Prawdę sumieniem.
Ludzie więc chlubią się, że wielkich znali,
K’temu jedynie,