Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/138

Ta strona została przepisana.
89. DO J. K.[1].
NA PAMIĄTKĘ PARYŻA.
I.

Gdy człowiek zwątpił o pisanych dziejach,
Że satelitem[2]są w wiecznych nadziejach —
Z Hellady prochów powstał Feniks nowy: —
Konsul, co profil miał aleksandrowy...

II.

Kiedy klasycznej rozwinięcie sztuki
Obwinął papier i osiadły druki,
Przyszła kobieta, oczytana mało,
Lecz śnieg marmurów zmienia w krew i ciało...
1852.


90. CZEMU?[3].

Próżno się będziesz przeklinał i zwodził
I wiarołomił zawzięciu własnemu —
Powrócisz do niej, będziesz w progi wchodził
I drżał, że może nie zastaniesz... Czemu?

Sam sobie będziesz lada słówkiem szkodził,
Niezrozumialnem prócz tobie jednemu.
Będziesz się bez niej z nią kłócił i godził
I wrócisz, wątpiąc, czy zastaniesz. Czemu?...

Szczęśliwi przyjdą, jak nadomiar złemu,
Kołem osiędą ją — chwilki nie będzie,
By westchnąć szczerze... — Ah, czemu i czemu?
Przyszli szczęśliwi, rozparli się wszędzie.
Wszędzie usiedli z czołem rozjaśnionem,
Dom napełnili, stali się legjonem!

Przeczekasz wszystkich, to dwóch ci zostanie,
A trzeci jeszcze ma w progu pytanie
I choć, na zegar pojrzawszy, się sroży,
Ty nawyknąłeś już nie ufać jemu...
Wróci i znowu kapelusz położy
I rękawiczki jeszcze zdejmie... Czemu?

Aż chwila przyjdzie, gdy wyjść lepiej znaczy,
Niżeli zostać po obojętnemu;
Wstaniesz i pójdziesz, kamienny z rozpaczy,
I nie zatrzymasz się, precz idąc... Czemu?

A księżyc będzie, jak od wieków, niemy,
Gwiazda się żadna z miejsca nie poruszy,
I patrzeć będą oczyma szklistemi,
Jakby nie było w niebie żywej duszy.
Jakby nie mówił nikt Niewidzialnemu.
Że trochę niżej tak wiele katuszy
I nikt się jego nie zapytał: «Czemu?»


91. DO NAJŚWIĘTSZEJ PANNY MARJI LITANJA.

Duch ginie w Tobie, ja niemocen stoję,
Lecz, jako szata, bliska zawleczenia
Podnoszę z siebie, co wcale nie moje,
I zawięzuję u Twego promienia,
I spadające czuję na kolana
To ciało, dusza im bliżej u Pana...
Aż, zewleczone nadół, nadół gnie się,
A duch gołębiem wystrzela do góry,
Anioł go potem, mój stróż anioł, niesie,
Przezroczystemi obejmując pióry.
Anioł mój dobry, co zawsze jest ze mną.
Choć mu godzina każda nieprzyjemną,
Choć, jak nieczuły mąż cnotliwą żonę,
Męczą go moje cielesne narowy;
Anioł milczący i patrzący w stronę,
Kiedy mię zamęt porywa światowy,
Anioł, co znika nawet przed spojrzeniem,
Żeby mi wolność zostawić żywota,
I żebym jego nie truł się cierpieniem...
O, mój przyjaciel, brat, o moja złota
Siostrzyczka, drużka moja bezimienna,
Duch, co każdemu dany współżywotnie
Przez dobroć Marji, jak łaska codzienna,
Żeby tu całkiem nie było samotnie...
Bo Ojciec dawa chleb, a Matka bierze
Z orszaku swego którego anioła,
I tym aniołem najzazdrośniej strzeże.
Aż do górnego wprowadzi kościoła.
Więc z tym aniołem, ponad szatą ciała,
Co na kolana zgięła się i padła,
Ja, duch, stanąłem, jak fontanna biała,
Odrywająca się z swego zwierciadła —
I nucę: Kyrje Elejson i Chryste
Elejson... niby krople przezroczyste...
............
Chryste, usłysz nas, głos daj, który może
Przeniknąć skoro i stanąć u celu,
Chryste, wysłuchaj — Ojcze z nieba Boże,
Zmiłuj się, Synu nasz Odkupicielu,

  1. J. K. — Józef Komorowski, artysta dramatyczny.
  2. satelit lub zwykle satelita (łac.) — ciało niebieskie, krążące dokoła planety, księżyc.
  3. Z noweli «Stygmat».