I bogdaj wejrzał na to Sprawiedliwy,
On, krzyżowany wciąż — on, wgórze, Żywy...
I bogdaj wejrzał, nim na wszystko świeże
I czyste, wszystko, co zna jeszcze «wierzę»,
Pandory[1] nocna się rozleje czara,
By na pięć minut zawył smok... «Gdzież wiara?!»
Ale ci powiem zawczasu to słowo,
Które nie czytaj, jak gadkę rymową,
Które pamiętaj na dni one ciemne,
Bolesne — dobrze zapamiętaj sobie
To słowo, z wielu przyjemnych przyjemne,
Że, skoro wróci On o swojej dobie,
Nie da jeść sługom wpierw, aż obiad sprawią,
A potem misy i oni postawią.
Więc, choćby takie się podniosły męty,
Co na szczyt masztów miecą ślinę burzy
I szerokiemi miotają okręty,
Jak wiotkim listkiem szamoce wiatr duży,
Ty zasłoń oczy na rozpaczne głębie,
I ciągle sercem w chmury patrz gołębie,
I ciągle śpiewaj: «Pokój boskiej głowie,
Co tam z rybackich sieci ma wezgłowie
I ot, na morskiej zasnęła przestrzeni,
Bo lis ma jamę pod każdym z kamieni,
Bo wąż ma piersi, co go grzeją skrycie,
Bo każde inne ma przytułek życie!...»
Więc, choćby gromy ci spaliły włosy,
A piana w usta miotała bluźnierstwo,
Ty pozwól spocząć Bogu, jak niebiosy,
Co swoje przy Nim spełniają żołnierstwo,
A On ocuci się i, choćby z ciebie
Została resztka, jak owcy zjedzonéj,
On weźmie nową ciała garstkę w niebie
I odetworzy cię, lirę i strony,
I serce — wszystko na nowo ocali
I burzom zstąpić każe na dno fali.
A ja tu umrę może jeszcze pierwéj
(Bom ja bezstronnie służył i za wielu,
Więc mi nie wolno już rzec «przyjacielu»)
— Zresztą, kto ciało ma, ciałem — kto nerwy,
Nerwami — myśl kto ma, to myśli kwotą
Musi opłacać czynsz lub kopać złoto...
— Bogdajby duszy wkońcu nie żądano...
Przeto dla nowej śpiewaczki to czynię,
Czego mnie pierwej na drogę nie dano,
Mnie, stu laurowych ojców mdłej dziecinie...
(1854).
Nie bluźń, żem zranił cię[2] lub jeszcze ranię,
Bom ci ustąpił na mil sześć tysięcy
I pochowałem łzy me w oceanie
Na pereł więcej.
I nie myśl, jak cię nauczyli w świecie
Świątecznych uczuć świąteczni czciciele,
I nie mów, ziemskie iż są marne cele,
Lecz żyj raz przecie!
I myśl, gdy nawet o mnie mówić zaczną,
Że grób to tylko, co umarłe, chowa,
A mów, że gwiazda ma była rozpaczną
I — bywaj zdrowa!
1854.
Mąż, nazwiskiem Epimenides z Krety, policzony do mędrców greckich, poezją i czcią boskości zatrudniający się; ten, który wspólnie z Solonem pracował na utrwalenie praw, który ofiarą baranków białych i czarnych, swobodnie puszczanych a immolowanych[3], gdzie spoczęły, oczyszcza lud i zatrzymuje plagę zarazy, miał to do siebie osobliwego, iż uważany był za syna nimfy Balty. Wierzono też, iż był to Eakus[4] i że znikał na czasy pewne, a zmartwychpowstawał potem, żywionym bywając przez czas snu swojego boskim matki swej pokarmem. Ten to mędrzec w młodości swej wysłanym był przez ojca, aby zbłąkanej owcy szukał; a skoro
- ↑ puszka Pandory. — Według mitologji greckiej wszystkie nieszczęścia i klęski wysypały się na ziemię z puszki, otrzymanej przez pierwszą kobietę, Pandorę, od bogów i otwartej wbrew zakazowi.
- ↑ Wiersz ten odnosi się do Marji Kalergis.
- ↑ immolować (łac.) — ofiarować, składać w ofierze.
- ↑ Eakus — jeden z trzech sędziów podziemia (według wierzeń greckich).