Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/149

Ta strona została przepisana.
VI.

Na Kretę gdy przybyli, gdzie ziemia jest wzdętą
I płyt marmuru sterczy, kopać rozpoczęto.
Ufni, że żaden garnek zbity, ani jaka
Fibula[1] rdza zielona, ni złamek kołpaka,
Ni stilus[2] krzywy wymknąć się im niepotrafi,
Lecz wszystko się popisze i uparagrafi.
Kopią więc dzień, deszcz upadł, z czego graf korzysta,
I siedli przy dwóch stołach, i — zagrali w wista.
Zaś historjograf kończył naprzód sprawozdanie,
Styl gładząc. Weszło słońce. Dalej znów kopanie:
A było zbrojnych w rydle dwunastu Maniotów,
Którzy są ludem silnym, mówiącym niepłynnie,
W śmiechu jeno podobnym do dalekich grzmotów;
Lecz chłop ateński przy nich wygląda dziecinnie,
Tak, że raz wraz, gdy patrzysz na one postacie,
To ci się zda, że Herkul, zeszedłszy zwysoka,
Przebrał się i zamieszkał w pochylonej chacie
I milczy, aby ustrzec się ludzkiego oka —
Do dni, o których pierwej cisza jest głęboka.
Manioty kopią. Nasi podróżni zdaleka
Siedli, symbola w ręku mając naukowe,
Gdy piasek, popiół, gruzy płynęły jak rzeka
Czasu. Urn kilka, medal, ogniwa bronzowe,
Tu, tam, prysnęły w tydzień po otwarciu ziemi,
A w dwa tygodnie izba z drzwiami ogromnemi
I gmach podziemny wyjrzał stawiony na skale,
Groty, mające w sobie krużganki i sale.
I nieznanego wielkie powietrza wyziewy
Buchnęły i dni cztery szły jako kolumny
Białe dymu, nie mając powonienia trumny,
Lecz jako wiatr cichemi trzęsąc białodrzewy.
O czem Manioty swoje przypowieści rzekli,
Wyziewom onym dając lakoński epitet;
Podróżni zaś do domów na czas się uciekli
I w wista grali, przyczem złożyli komitet.

VII.

I koniec. Resztę znajdziesz w sprawozdaniu onych,
Którzy wrócili do dom, księgi uczyniwszy;
Są zaś portretowani w kształtach zamyślonych
Wszyscy siedm, każdy z wszystkich razem — najszczęśliwszy.
Tymczasem nad otwartej ziemi wywrotami
Księżyc wypłynął biały na niebo bezchmurne
I, w gmach wyglądając, krzywo zaparty wrotami,
Czaszek wysrebrzał resztki, przelewał się w urnę,
Bruk stary blachą niby z ołowiu powlekał:
Lis wchodził tam i pasterz przed burzą uciekał.
Gdzie przeto nawskróś wszystko było już zbadane,
Objęte inwentarzem, stylem okrzesane,
Lubiłem chadzać w pustkę tę po kaligrafji,
Pewny, że nic nie spotkam z onego łańcucha
Dziejów, co porządkuje się i paragrafi
W muzeach, że nie znajdę już nic — oprócz ducha.
Jakoż bywało: pójdę między te zwaliska,
O Filhellenach[3] marząc, przez Grecję zdradzanych,
I myślę, czy nie skradli im drzew do ogniska,
By odprzedać napowrót po cenach zwiększanych[4]:
I myślę, czy w tej Ziemi dłuta i marmuru
Z kilku desek postawią im pomnik u muru[5].
I myślę: że zmartwychwstać jest bolesnym trudem,
Pracą człowieka, z Bożem dokonaniem — cudem!

  1. fibula (łac.) — sprzączka.
  2. stilus (łac.) — rylec metalowy do pisania na tabliczkach woskowych.
  3. Filhelleni — przyjaciele Greków, którzy wspierali ich w walce o niepodległość.
  4. Dwa są rodzaje obywatelstwa u Greków dzisiejszych: jeden szeroki i natchniony, a tak wielki, że Grecy z prowincji ubożeją i niszczą się dla uczynienia czegokolwiek ogólnie użytecznego, zacnego, lub pięknego; drugi, który Grekom onym zamyka wszystko, skąpi i utrudnia. Stąd prawo autochtonów, heterochtonów — ci drudzy mają jedno tylko prawo, prawo immolowania się. Filhellenowie w czasie wojny byli zawsze na pierwszą linię wysyłani, a częstokroć krajowcy rabowali im żywność, by odsprzedawać ją drożej. (P. P.).
  5. W kościele w Nauplji pomnik dla Filhellenów, kosztem Francuza postawiony, jest tylko oczekującym rozpadnięcia się abrysem do pomnika, który kiedyś być ma — wszelako w chwili, kiedy to piszę, przedsięwzięto w Missolunghi postawić monument Byronowi. (P. P.).