Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/159

Ta strona została przepisana.
4.
Nad jeziorem

Moja złota, ty kochasz. Jeżeli... jeżeli
Kochasz i gwiazdę, która mię ze światem dzieli,
Ze światem tym, którego ranić nieraz trzeba
Dla tamtych światów, powiedz, nachylisz mi nieba
Do piersi, i za pokój dadzą ci anieli
Pokój, i żyć będziemy, i będziem się śmieli
Łagodnie na tych cierniach, okwitniętych biało,
Jakby, jakby już wszystko pozmartwychwstawało...

Ale, jeżeli — pomyśl! — jeżeli walczący
W przyłbicy zapuszczonej sam nie będzie tobie
Powabnym towarzyszem, to mów... ile drżący,
Tyle i mocny... Prawdę pisz, jakby na grobie,
Bo wieczna!
Nie wiem, co powiem, co zrobię.
Nie wiem, ale spoglądam w niebo okiem całem
I czystem i wiem, że cię kocham sercem całem...


5.
Pod trybuną.

Kiedym się lulał zato, że od niemowlęcia
Kochałem tę ojczyznę, i kiedy dla chleba
U ludów obcych w dumie poniżon orlęcia,
Spotkałem cię, ty miałeś wszystko, coć potrzeba,
Prócz czci dla przeczuć, nieraz opłacanych męką...!

Francuz i Niemiec ciebie chowali od młodu.
Nie znałeś, skąd jest sztandar zasiany piosenką.
Ni kościół skąd duchowy powstaje narodu!
— Patrzyłem na cię gorzko, synu trzech kanclerzy
I dwóch hetmanów, jakbym stał na mojej wieży
Z łucznikiem i poborcą — a tobie kobiety
Śmiały się, u paryskiej szepcąc toalety...
Patrzyłem na cię, milcząc i myśląc o Bogu.
I widzę cię, że wstałeś... i stajesz na progu
Godności wielu, czyny zacnemi zdobytych.
Żyj długo, szczerzę-ć życzę! Módl się za zużytych...!
1856.


114. POKÓJ (WIERSZ).
GENERAŁOWI JÓZEFOWI WYSOCKIEMU I GENERAŁOWI LUDWIKOWI MIROSŁAWSKIEMU PRZYPISUJE AUTOR.
«Un homme obseur suivant la cour, nourri ilu pompeux espoir de découvrir un monde, il était triste dans la joie commune; il regardait avec indifférence et presque avec mépris une conquète qui semblait dépasser tous ses désirs. Cet homme était Christophe Colomb».
Traduit do l’espagnol: «Histoire contemporaine du roi Ferdinand»[1].
1.

Lamp deszcz ognisty światu opowiada,
Że pokój nastał, że wzięta Grenada,
Że Maur ostatni, szablę zgiąwszy krzywą,
W gotowe kajdan zamienia ogniwo;
Że ludzkość cala (bo Hiszpanja cała),
Co była winna pragnąć, doczekała.

2.

Lamp deszcz ognisty trwał i śmiechy trwały.
A zapał owy tyle był namiętny
W ludzkości całej (bo w Hiszpanji całéj),
Że jeden tylko człowiek obojętny,
Za dworem idąc, nie dzielił tej furji.

3.

Był to niejaki Kolumb... człek z Ligurji...
Pisałem 1856 r. 2 marca w Paryżu.


115. W ALBUMIE.

W Warszawie***
Żeby to zamiast szyb, co tak okwicie[2]
Pozamrażane u nas brylantami,
Posagów kilka stało na błękicie
I perystylu[3] wybłąk z kolumnami...
Żeby to słońca blask, tak, jak w Sorento,
Przez liście lauru się prześlizgnął kręto!
Bah... ale wszystko tu owiane mgłami...

W Rzymie***
Żeby to zamiast cudnych tych cyprysów
I słoneczności tej, co razi oczy,

  1. (franc.). Ów człowiek nieznany, idący za dworem, żywiący się górną nadzieją odkrycia świata, był smutny wśród powszechnej radości; spoglądał obojętnie i prawie z pogarda na podbój, który, zdawało się przewyższał wszystkie jego pragnienia. Tym człowiekiem był Krzysztof Kolumb. — Przełożone z hiszpańskiego: «Historja czasów króla Ferdynanda».
  2. okwicie = obficie.
  3. perystyl (gr.) dziedziniec lub przejście, otoczone kolumnadą.