Tam dobę drugą czekano o świcie,
W dzień trzeci rapsod zdala usłyszano.
A ciemny lirnik szedł, wiodło go dziécię.
Mianoż się spytać, co widział po drodze
I męża ile nieprzyjaciel liczy?...
Spytano — senat nakazywał srodze —
Spytano... «Lud jest», odrzekł, «niewolniczy,
Mężów — dziesiątek» i, rzekłszy te słowa,
Rapsodu w myśli narządzał zerwanie.
A dwieście Greków tak prędko, jak mowa,
Przeciwnikowi biegło na spotkanie.
I dnia owego, nim zapadło słońce,
Tysiąc na placu trupem położono,
I miasto wzięto, i wysłano gońce
Za starcem, aż go wreszcie znaleziono.
Tego więc pytać poczęto na nowo,
Ile się zmylił w nieprzyjaciół cenie.
«Wcale!» — rzekł — «bowiem śpiewałem im słowo
Wielkie, i wielkie miałem był natchnienie.
Słyszeli wszyscy siłę, głos, rym, wątek,
Dałem im wreszcie chwilę na milczenie,
I wziąłem za to oklasków dziesiątek...
Wy, co wzrok macie, w tem zawsze błądzicie,
Że nic stąd tylko na świecie otucha,
Niepomni o tem, że to wy widzicie.
Zrachujcie trupy — ja zliczyłem ducha».
W komnacie, gdzie Stanisław święty zasnął w Bogu,
Na miejscu łoża jego stoi grób z marmuru[1],
Taki, że widz niechcący wstrzymuje się w progu,
Myśląc, iż święty we śnie zwrócił twarz od muru,
I rannych dzwonów echa w powietrzu dochodzi,
I wstać chce, i po pierwszy raz człowieka zwodzi.
Nad łożem tem i grobem świeci wizerunek
Królowej nieba, która z świętych chórem schodzi
I tron opuszcza, nędzy śpiesząc na ratunek.
Palm wiele, kwiatów wiele aniołowie niosą,
Skrzydłami z ram lub nogą występując bosą.
Gdzie zaś od dołu obraz kończy się, ku stronie,
W którą Stanisław Kostka blacie zwracał skronie,
Jeszcze na ram złoceniu róża jedna świeci:
Niby że, po obrazu stoczywszy się płótnie,
Upaść ma, jak ostatni dźwięk, gdy składasz lutnię.
I nie zleciała dotąd na ziemię — i leci...
1857.
A pani cóż ja powiem?... Oto, że w tem życiu
Nic straconego niema na jawie, ni w skryciu,
I wszystko jest zmieniane tylko na toż samo,
Wyższe lub niższe, bliższe albo oddalone,
A co zginęło, myślisz, zakryte jest bramą
Lub cieniem jej i zczasem będzie wyświecone.
I żadna łza, i żadna myśl, i chwila, i rok
Nie przeszły, nie przepadły, ale idą wiecznie,
Ulotną myśl z czasami zamieniając w wyrok,
A wyrok w treść, istniącą bardzo niestatecznie.
I niema grobów — oprócz w sercu lub w sumieniu,
I niema krzyżów — oprócz na zimnym kamieniu,
Albowiem krzyż jest życie. Już wiek dziewiętnasty:
Nowina, którą przecie z najweselszym żalem
Maryje i Salome, trzy święte niewiasty,
Przyniosły były jeszcze — tam, do Jerozalem!...
1857.
............
Nim znów ucieknę, nic nie mając zgoła.
W podartym płaszczu, o porze zawiei,
Od zmienionego w salonik kościoła,
Od zamienionej w karczmę epopei,
Lub i płaszcz może zostawię — acz bywa,
Że, kto zostawia i płaszcz, na sąd wzywa.
16 czerwca 1857.
- ↑ Mowa o pomniku Św. Stanisława Kostki dłóta P. Legrosa, w klasztorze pojezuickim w Rzymie.