Po takowym poznaję nałogu,
Czem byłeś, a kto byłeś, pytać rzecz nie moja.
Tassa znasz?
Danta niemniej.
Lecz nie znałeś splinu![1] —
Włoch jestem.
Co Helena, wiesz — i wiesz, co Troja
I co miłość — z Homera ty plastykę czynu
Musiałeś czuć, jam widział na freskach[2] twych ludzi:
Znoszą się sami — widza żaden nie utrudzi —
Ruszają się.
Grek jest-żeś?
O, jestem — i jestem
Poeta grecki, jakich więcej już nie będzie:
Bo nic nie napisałem, tylko wszystko gestem,
Życiem, duchem...
Kochałeś! —
A jako łabędzie
Śpiewają raz na życiu, tak i mnie się stało
W Missolunghi. Ojczyźnie mej za chwałę chwałą
Oddałem — inna z Grecją ma była umowa:
Kochałem dwie — dla jednej zabrakło mi słowa.
Miłość!
A cóż powiedzą o nas? Spytam lepiéj,
Co o mnie? — Ty bo jesteś przeszłości serafiéj[3],
Ciebie pominą — kto się do ciebie uczepi?
Strzelec mylny, czy można zgadnąć, w co utrafi?
Świat jest gorzkość.
Bóg — miłość, a miłość to czyni,
Że się niewinny często za winnego wini —
I oto wzajem noszą brzemiona niewłasne,
Zwłaszcza, że są szerokie drogi, są i ciasne.
Któż za mną westchnąć może! Kto ze mną podzieli
To, co na twarzy mojej — patrz! — ot, tak widzieli
Oko w oko, a potem bluźnili na boku,
I wracali, i mego znieść nie mogli wzroku —
Iż widziałem, że przyszła umarłych godzina
I że, kto prawdę mówi, ten niepokój wszczyna,
Kto zrozumiałym chce być, graniczy z oszczerstwem.
Boć trzeba zwiększać rzeczy, by rzeczy postrzegli;
Tak bo zarozumiali, a tak mało biegli! —
Kłamstwo zaś grzecznem w skutkach stało się morderstwem.
Morderstwo? — Tu przerazisz się mego sumienia,
I ja także — — upadkiem na kamień kamienia!
——————————
A ty mówisz mi — miłość? —