Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/186

Ta strona została przepisana.

Kartki łacińskie przyczepiać do krzewów,
Rozpłakujących się nad ruinami...
Nie! Wolę mętne szumy białodrzewów
Z bezimiennemi w gwarze ruinami
I wolę z bladym srebrnej łzy świecznikiem
W podziemia schodzić, niż z waszym słownikiem.


155. MARJONETKI.
I.

Jak się nie nudzić, gdy oto nad globem
Miljon gwiazd cichych się świeci,
A każda innym jaśnieje sposobem,
A wszystko stoi — i leci.

II.

I ziemia stoi, i wieków otchłanie,
I wszyscy żywi w tej chwili,
Z których i jednej kostki nie zostanie,
Choć będą ludzie, jak byli.

III.

Jak się nie nudzić na scenie tak małej,
Tak niemistrzowsko zrobionéj,
Gdzie wszystkie wszystkich ideały grały
A teatr życiem płacony?

IV.

Doprawdy nie wiem, jak tu chwilę dobić;
Nudy mię biorą najszczersze.
Coby tu nato, proszę pani, zrobić?
Czy pisać prozę, czy wiersze?

V.

Czy nic nie pisać, tylko w słońca blasku
Siąść czytać romans ciekawy,
Co pisał potop na ziarneczkach piasku,
Pewno dla ludzkiej zabawy.

VI.

Lub jeszcze lepiej — znam dzielniejszy sposób
Przeciw tej nudzie przeklętéj:
Zapomnieć ludzi, a bywać u osób.
Krawat mieć ślicznie zapięty…!

1861.


156. ŻYDOWIE POLSCY.
1861.
1.

Ty jesteś w Europie, poważny narodzie
Żydowski, jak pomnik, strzaskany na Wschodzie,
Swojemi gdy złamki wszędzie się rozniesie,
Na każdym hieroglif unosząc odwieczny —
A człowiek północny, w sosnowym gdy lesie
Napotka cię, odbłysk zgaduje słoneczny
Ojczyzny, co kędyś w niebieskim lazurze,
Jak Mojżesz, się w wodzie pławiła nilowéj,
I mówi: «Jest wielkim, kto bywał tak wgórze,
I upadł tak nisko, i milczy, jako wy». —

2.

Północne my syny z włosami płowemi,
Wschodowej historji my śnieżne obłoki —
Za kabał granicą, odrazu, wprost z ziemi
Patrzący na niebios przybytek wysoki;
Jak Agar synowie, przez kraju istotę,
Jak Sary synowie, przez ojców robotę, —
My pierwej niż inni, my wcale inaczéj
Pojrzeliśmy ku wam, bynajmniej z rozpaczy:
Boć herbem gdy z wami szlachetny się łamał,
Krzyż bywał w przełomie tym — i on nie kłamał!

3.

Aż oto, że dzieje pozornie są zamęt,
Gdy w gruncie są siła i ładność szeroka!
Aż oto, że dzieje są jako testament,
Którego cherubin dogląda zwysoka,
Więc znowu Machabej[1] na bruku w Warszawie
Nie stanął w dwuznacznej z Polakiem obawie.
I kiedy mu ludy bogatsze na świecie
Dawały nie krzyże, za które się kona,
Lecz z których się błyszczy — cóż? Przeniósł on przecie
Bezbronne, jak Dawid, wyciągnąć ramiona!

  1. machabej (od imienia biblijnego: Machabeusz) — żyd (dziś raczej z odcieniem żartobliwym).