Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/190

Ta strona została przepisana.
164. STOLICA.

O ulico, ulico
Miast, nad któremi krzyż!
Szyby twoje skrzą się i świécą,
Jak źrenice kota, łowiąc mysz.

Przechodniów tłum, ożałobionych czarno[1]
(W barwie stoików)[2],
Ale wydąża każdy, że aż parno
Wśród omijań i krzyków.

Ruchy dwa i gesty dwa tylko:
Fabrykantów, ścigających coś z rozpaczą,
I pokwitowanych z prac przed chwilką,
Co tryumfem się raczą...

Konwulsje dwie i dwa obrazy:
Zakupionego zgóry nieba,
Lub fabrycznej ekstazy
O kęs chleba.

— Idzie Arab z kapłańskiem ruszeniem głowy,
Wśród chmurnego promieniejąc tłoku,
Biały, jak statua z kości słoniowéj;
Pojrzę nań... wytchnę oku.

Idzie pogrzeb, w ulice spływa boczne
Niepogwałconym krokiem;
W ślad mu pójdę, gestem wypocznę,
Wypocznę okiem.

Lub, nie patrząc na niedobliźnionych bliźnich lica,
Utonę myślą wzwyż:
Na lazurze balon się rozświéca,
W obłokach krzyż.


165. ZAPAŁ.

Powiadają — że piękne były owe wieki
Gdy ogień święty wznosił się złotym filarem,
A Rzym od białych dziewic wyglądał opieki,
Dziewic, zasiadających, jak senat z Cezarem.
Wtedy i druid, i horda Litwy tajemnicza
Klęła kozła swojego pod grzechów ciężarem[3],
A czoła jej ozłacał żywy płomień znicza.
Lecz z świętym ogniem stało się, jak z niebios darem:
Po legendowych wiekach przyszły historyczne,
Ogień boski zaprzestał być dziejów wskazówką...
(Natomiast tanie mamy zapałki chemiczne,
Które gdy zręcznie ujmiesz, obrócisz wdół główką
I o obuwie potrzesz, płomyk wraz wybucha;
A Turki palą fajkę z długiego cybucha...)


166. CZUŁOŚĆ.

Czułość bywa, jak pełny wojen krzyk,
I jak szemrzących źródeł prąd,
I jako wtór pogrzebny...

I jak plecionka długa z włosów blond,
Na której wdowiec nosić zwykł
Zegarek srebrny.


167. SFINKS.

Zastąpił mi raz Sfinks u ciemnej skały,
Gdzie, jak zbójca, celnik, lub człowiek biedny,
«Prawd!» wołając, wciąż prawd zgłodniały,
Nie dawa gościom tchu.

«Człowiek?... Jest to kapłan bezwiedny
I niedojrzały...»
Odpowiedziałem mu.

Alić — o dziwy! —
Sfinks się cofnął grzbietem do skały...
Przemknąłem żywy!


168. NARCYZ[4].

Narcyz, w siebie patrząc przyjemnie:
«Zważ», wyzywał, «obcy człowiecze:
Cóż nad Grecję. — Bo cóż nade mnie?»
Alić echo jemu odrzecze:


  1. Czarny kolor odzieży przejęli chrześcijanie od stoików. (P. P.).
  2. Stoik, zwolennik filozofji, głoszonej przez Zenona (około r. 300 przed Chr.) w pstrym portyku (stoa) w Atenach, a dążącej do ciągłego doskonalenia się i zapanowania nad namiętnościami.
  3. Mowa o t. zw. «uczcie kozła», obrzędzie tajemnym, zliczonym z kultem zmarłych przodków («dziadami»).
  4. Według podania greckiego Narcyz (Narkissos), piękny młodzieniec, zato, że wzgardził miłością nimfy Echo i tem spowodował jej zupełny zanik, tak, że głos tylko po niej pozostał — zobaczywszy się w zwierciadle źródła, na zrządzenie bogini zemsty, Nemezis, zakochał się w sobie do szaleństwa i wreszcie życia się pozbawił.