Tak, że, gdy złożysz to dni rozpowicie,
To nie zostanie nic, czasami dziécię
Sierota, albo grób gdzie marmurowy
Przedwcześnie zgasłej małżonki herbowéj —
Albo... w narodzie, co wolności woła.
Wspomnienie głuche cichego anioła,
Wspomnienie święte i niedotykalne —
Choć jabym wolał wspomnienie kobiéty
Milijon razy mocniej idealne,
Choć jabym wolał wspomnienie Judyty!
Szlachetny gdzie jest mąż, narodu sługa,
O którym powieść i krwawa, i długa
Nie zastygnęła w hieroglif[1] pieczęci,
Ale się przędzie stalowem wrzecionem,
Które duch jakiś niewidzialny kręci,
Ale się przędzie nad niejednym tronem,
Jak wiersz, w powietrzu czczem dziwnie kreślony
Baltazarowi[2] w wieńcu — bez korony!...
Szlachetny, który do wolności mówi:
«Przyjdź, a, co boli cię, na piersi wylej,
Bom ja spowiednik twój! Powiem orłowi,
Co tam, jak piorun, trzyma mój przywilej,
Gdyż rzecz szlachetną czynić jestem dłużny,
Przez sto pokoleń ku tobie podróżny!...»
Społeczność gdzie jest, co się nie biczuje
Własnemi grzechy co historji piątek.
Bo zmartwychwstawa codzień, codzień czuje,
Bo nie wydaje na rzeź niewiniątek —
Społeczność, w której starzec nie ciężarem,
Ani młodzieniec trzaskącym pożarem —
Której religją nie umiarkowanie,
Ale religja miarą... O poganie!
Lecz dość.
W narodzie, co o wolność woła,
Lepiej gawędy pisać, kłamiąc sobie,
Że wszystko toczy się, jak kute koła,
Że wszystko pięknie... (W gladjatorów grobie,
Pamiętam, kiedyś znalazłem w Pompei
Śpiącego Fauna z lirą — na kamei...)[3]
Tu, gdzie, im krótszy czas, tem lepiej skrywa
Szybkość swą, ważność i miarę,
A człowiek ledwo rzec może, że bywa
Zdrowych lat kilka lub parę —
Ludzie znikomość tę czy mieli siły
Wziąć za coś więcej, niż plagę,
Choć krzyż sam, waląc się na grobie, zgniły,
Razem traci kształt i wagę?
Jakby się nieme rzeczy też siliły
Nieustannemi jękami
Przedłużać nicość swą i zlepiać pyły
Łzą aż i łza się wyplami.
Więc, gdy na chustki ostatniej już brzegu
Łzy ślad spełznie swym ostatkiem, —
Więc, gdy ostatni z przyjaciół szeregu
Wspomni się już, już, przypadkiem —
Wtedy — o, wtedy myśl, i życia wątek,
I ślad dramatyczny bytu
Twego, w swój wtóry wnikłszy odpoczątek,
Zbudzi się tobą do sytu.
Bo teraz wszędzie jeszcze twoje «nie ja»
Obejmać musisz sumieniem
I nie twój jesteś rozum i nadzieja,
I jesteś twojem zwątpieniem.
Lecz i tu ludzi trzy widziałem sfery,
Trzy obcowania ich strony:
Jedni, co znają cię, jak się litery
Zna, pókiś ku nim zwrócony
I póki twarzą w twarz przestajesz z niemi,
Zaś ani chwilę już potem;
Tak kły pszeniczne ruszają się z ziemi,
Wyzieleniając, za grzmotem...
Drudzy, mniej żądni oblicza i gestu,
Mniej osobistej poręki,
Bo życie całe pamiętni, jak chrzęstu,
Tych, których dotknęli ręki.
I trzeci wreszcie, rzadcy niesłychanie,
Co, choćbyś umarł od wieku,
Weszli w poufne z tobą obcowanie,
Jak siedzący człek przy człeku,
A którzy znikną z Elektrą[4] twej siły,
Lub znajdą się w życia składni,
A których czekać u swojej mogiły
Będziesz? —
Ja nie chcę... Sam zgadnij!
- ↑ hieroglif (gr.) — obrazkowe pismo egipskie; przenośnie: pismo lub obraz nieczytelne, niezrozumiale.
- ↑ Baltazar, ostatni król Babilonu; o tajemniczem Piśmie (Mene, Thekel, Upharium) mówi w Starym testamencie Księga Daniela R. V.
- ↑ kamea (włos.), drogi lub półdrogi kamień, ozdobiony wypukły płaskorzeźbą.
- ↑ Elektra, w legendzie greckiej o Atrydach córka Agamemnona, która namawia brata, Orestesa, aby pomścił na matce śmierć ojca. Tu przenośnie: pierwiastek, podniecający energię.