Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/218

Ta strona została przepisana.
244. IDĄCEJ KUPIĆ TALERZ PANI M[1].
I.

Są pokolenia, i miasta, i ludy,
Smętne i stare —
Które podały nam nie żadne cudy,
Lecz garnków parę!

II.

W muzeum dama stawa z parasolką
Przed garnkiem takim;
W Sycylji stąpa (choćby była Polką!),
Nie wiedząc, na kim!

III.

Gdy ludy — których się ani użalisz
W epok otchłani —
Nikną — jak sługa, co podawa talerz
Wielmożnej pani.

dnia 3-o 1869 roku.
(z talerzem).


245. W PRACOWNI GUJSKIEGO[2].

Ten lwiego coś mający w obliczu mąż prawy,
To nie jest syn dzisiejszej zalotnicy sławy,
Ale ktoś konsularny i piersią, i czołem —
Postawisz go w salonie tak, jak przed kościołem,
I na bruku, jak w gmachu spólczesnych cezarów,
Zawsze tak samo będzie on prosty i cały.
Pierś lewą mu obrzuca... czy powiew sztandarów
Narodu, dopartego na ostatnie wały?
Czy toga? Czy wygnańca podróżny płaszcz? Zwoje
Takie, jakgdyby w siebie objęły to troje!
— Tak! To Zamoyski Andrzej...

A, biust Mickiewicza!
Ilekroć widzę, żal mi całego narodu,
Że nikt nie spotkał u nas rzeźbiarza zamłodu,
Aż słońce się skłoniło do jego oblicza,
Aż poeta, co naród uwieczniał, sam, trafem,
Przekazuje swe rysy późnym fotografem!
Jeden portret ów, w Krymie, na skale oparty,
Między Azją a niebem, sam — ten tylko warty
Poety i wspomnienia[3] — o reszcie nie gadam
Lub mówię: «To jest ładne... to Mickiewicz Adam...»
I przechodzę co rychlej, bardzo będąc smętnym,
Że, gdy młodym był genjusz, głaz nie był namiętnym.

Ówdzie dziecko — i lewa rączka nieskończona,
Jak nieskończone dzieci są, cele i wole:
Chce ono «szybki z okna...»

...Tam — czyjś profi?... Ona!
Z tajemnicą na ustach, pogodą na czole
I uczesaniem włosów, co zdradza epokę.
Inaczej wziąłbyś medal za złomki mityczne
Z Kartaginy lub Cypru...
...O, jakie głębokie
Są w trefieniu warkoczy sprawy historyczne!

Inny medal... Gdyby nie połysk włosów, kto wie,
Co pomyśliłbyś o tej pompejańskiej głowie.
Tak dalece społeczność, choć odepchniesz dłótém,
Wróci zawsze, i wróci koturnem rozzutym,
Panująca czasowi, przestrzeni i ciału.
I tylko jednej rzeczy trwożna: ideału!

Lecz ideał (o Gujski!) nie zstąpi do ludów,
Które doń rąk wyciągnąć nie chcą czy nie mogą.
Patrz, gdzie doszła Florencja ideału drogą,
I czy byłaby doszła bez szkoły swej cudów?...
A dziś nosi słoneczny diadem na głowie,
Który jej zwiastowali Michał Aniołowie.
Bo zaprawdę ci powiem, że narodów losy.
I koleje ludzkości, i świat, i niebiosy,
I słońce, i gwiazd chóry, i rdzeń minerału.
I duch...
...a wszystko bierze żywot z ideału.


  1. Wiersz, napisany dla pani Maleszewskiej, żony malarza, Tytusa M., przyjaciela poety.
  2. Marceli Guyski (1832—1893), znakomity rzeźbiarz polski.
  3. Mowa o portrecie A. Mickiewicza, malowanym przez W. Wańkowicza, a przedstawiającym jakby ilustrację do ostatniego z «Sonetów Krymskich».