Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/227

Ta strona została przepisana.
3.

Nie, jak assurskie bogi i półbogi,
Pijaństwo, siebie mające za władzę.
Wrażali ludom pod żebra ostrogi —
Lecz znikły nawpół, a cały w powadze,
W mówieniu razem i silny i błogi,
Głoszący prawdę oględnie a nadze —
Mąż doskonały, który wciąż róść będzie,
Iż był tam, gdzie jest, i ten sam, co wszędzie.

4.

Bywa, że doba większa jest od pracy,
Lub treść od słusznych względów arystarchy[1].
Więc nie Augustom śpiewa to Horacy,
Śpiewając jednak dla Rzymu monarchy.
Ludy wygnane, smętni i żebracy
Jako w potopu dzień ptactwo do archy[2],
Lecą, pytając o starca, pytają
O siebie samych, i o świat — i łkają.
Paryż, 1877 grudnia.


270. NIE DOPISUJĘ...

Nie dopisuję — a z przyczyny której?
Nawet i o tem słowa krótkie ślę ci,
Kreśląc je piórem, nie wzlatując pióry.
Przywdział je za mnie czas i górą leci,
Gdy ja tu pełzam, słaby i ponury,
Przysłowiem ciesząc się pustynnych dzieci[3].
Które głęboką treść, jak Sfinks, opiewa,
Że: «Tylko wrogom pełno się nalewa».

Bismillah! Marhaba, marhaba![4]


271. PRZEPIS NA POWIEŚĆ WARSZAWSKĄ.

Weź głupiej szlachty figur trzy — przepiłuj,
Będzie sześć — dodaj żydów z ekonomem,
Zamieszaj piórem, albo batem wyłój,
I dolej wody, aż stanie się tomem —
Zagrzej to, albo, gdy masz czas, umiłuj!...
Nareszcie pannę, zrumienioną sromem,
Jak rzodkiew, zanurz — dla intrygi krótszéj
Dodaj wór rubli, zamieszaj i utrzyj!


272. DO BRONISŁAWA Z.[5].

Maleńkich dwoje dzieci pod ubogiej chaty progami
Zabawiało się wzajem ziarnkami rozbitej szyby,
Szyby, której rozłom stanowił epokę we wsi,
Gdzie rzadki chadza szklarz, a grad pamiętnym bywa,
Potratowane zostawując łany i gałęzie drzew...
Mędrzec patrzył na dzieci i radość ich z tęcz, rzucanych szkłem,
I oto narodziła się soczewka, a myśl zawróciła teleskopem
W słońc miljardy i w światów szlak przez drogę mleczną.
— Tak, ze świętego Kaźmierza murów pozastołecznej krasy,
Pytam cię — nie «czy weneckie znasz zapusty»[6],
Lecz czy przełożonej zakonu sióstr święto imienne
Znasz, o rodaku, pośród mnogich hucznego Paryża ciekawości?

Michelet[7] stary, którego młodzieńcze, czarne oczy
Przy, jak śnieg, białej grzywie włosa stoją mi jeszcze w pamięci,
Mówił mi był, że «Sztuki przyszłość polega na tem,
By wyrazić dobroć» ...piękność bowiem i świętość
Częstotliwiej zachwycał niejeden dostojny mistrz.
«Wallenroda» autor w Rzymie (pomnę to, jak dziś),
Gdy o sztuce raz ze mną mówił (mistrz, w teorjach skąpy,
Przenoszący nad one twórstwo nieśmiertelnego genjuszu),
Rzekł: «Nie patrzy dziś sztukmistrz, albo wejrzenia k’temu nie ma,
By uważył postać i lica córki zakonnej,
Gdy, przyjąwszy sakrament, od ołtarza stopni odchodzi;
Źródliska są tam!...» «Dziadów» autor, pomnę, jak to mówił ze mną

«Co piszę?» mnie pytałeś; oto list ten piszę do ciebie —
Zaś nie powiedz, iż drobną szlę ci dań — tylko poezję,

  1. Aristarch z Samotraki (około r. 170 przed Chr.), najsławniejszy z krytyków starożytnych; stąd «arystarch» — bystry i surowy krytyk.
  2. archy — arki Noego.
  3. Ostatnie zdanie świadczy, że «pustynne dzieci» to Arabowie.
  4. — (arab.) W imię Boga! Witaj, witaj!
  5. do hr. Zaleskiego, przyjaciela poety.
  6. cytat i «Marji» Malczewskiego (II. 2. w. 7).
  7. Juljusz Michelet (1798-1874), historyk i filozof francuski.