«Rzym — data. Na tej górze, gdzie narodów świecznik,
Paweł apostoł, głowę swą pod miecz położył,
Ukląkłem, a kometa na niebie, jak miecznik,
Trząsł się i lud patrzący niesłychanie trwożył;
Ja serce tłumu tego czułem i ciemnotę,
I modliłem się bardzo... O wiedzy prostotę...»
«Zinąd. — Pani mię pytasz, poco ten niepokój?
Czy nie mówiłem, że nieszczęścia szukam?
O końcu, jaki będzie, zawyrokuj!
Dziś — proszę — pukam.
W tych dniach płakałem tu łzami takiemi,
Jakie przed wieków osiemnaście lano;
Z kamieni potem uniosłszy kolano,
Uczułem prawo na ziemi...»
«Pestum w Kalabrji[1] — data. — Trzy świątynie
Z całego miasta, jak wielkie, zostało —
Saracen[2] resztę skruszył, jak naczynie;
Wilgoci w starych wodociągach mało
Zgniłemi przeszło kroplami w rośliny —
Te wreszcie odął wiatr, słońce wyżarło.
Leniwe pełzną po głazach gadziny,
Wyziewa w chmury wszystko, co tam marło,
I febrę z mrokiem cowieczornym wdziewa
Na spóźnionego członki podróżnika.
Ludzi garść, jako karłowate drzewa,
Wydarte z ziemi, żółte i koszlawe,
Włóczy się, mówić zaczyna, poziewa...
Ruina! Pracy niema; ręce prawe
Są lewe, lewe są ironją ramion,
Na czołach zmarszczki, ale nie starości,
Coś do fatalnych podobnego znamion;
Każdy klnie, modli się, próżnuje, pości,
Lub złamki bogów, z gruzu wydobytych,
Na wpółżebrzącej wyciągnąwszy dłoni,
Do podróżników odzywa się sytych;
Stu pieniądz rzuca, żaden łzy nie roni!...»
«Zinąd. — O smutno, smutno, aż mi lepiéj!
Na grooma twarzy własną boleść zgadłem;
Wino jest dobre — dałem piastra[3]: «Przepij!»
Mówiłem, «Wszak przepij przed zwierciadłem!
Patrz, jak ów pije, co wiedzie chór pieśni!»
Groom pił — mnie było trzeźwiéj... i boleśniéj...»
— «Pani! Nieszczęście! Wszystko mi skradziono.
Zostałem w górach sam, i to niezdrowy.
Groom mój jest człowiek! Otworzył swe łono
I rzekł: — Mam, panie, szkaplerz z Częstochowy,
Dukatów kilka zaszytych w nim dzwoni;
Panie, do jadła dalej... i do koni!
— «Zinąd — Dwanaście tysięcy mil morza,
Kraje przede mną, gdzie krzyż ledwo świta,
Ta, owa skała, jak Golgota boża,
Dziś albo jutro krwią będzie obmyta:
Katakumb, krucjat wiew — jak matki dłonie,
Pacholę trefiąc — włos garnie na skronie».
— «Pani!... Więc zamąż idziesz i dniem pierwéj
Pamiętasz o mnie?... Życzę uroczyście
Wszystkiego! Serce me, dusza i nerwy
Witają kwiatek, nadesłany w liście...
Pisać dziś więcej nie mogę — ktoś czeka...
Dwa słowa tylko: pomnę... kocham... człeka».
I to ostatni był list do tej damy,
Która rozważnie poszła zamąż sobie:
Więc cichy żywot pędzi (nie bez dramy).
Ku czemu lepszą powieść zczasem zrobię,
Morał wykażę jasno, jak na dłoni,
A jaki taki grubą łzę uroni.