Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/250

Ta strona została przepisana.
§ 7.

Cóż jest niewolnik?
«W siódmym paragrafie
Iglicą znaczę» — to Zofja mówiła
I zwój, jak długi był, napowrót wiła.
Potem: «Doczytam i w toż miejsce trafię»
Dodała, ręką przecierając czoło.
Potem: «Pamiętnik dziwny», potem: «Kto to?
Przychodzień jakiś — u Artemidora?
Kto był? Radabym poznać go z ochotą.
Mistrz Jazon! Przy nim młodzian jakiś wczora
W cienniku bocznym przechadzał się długo;
Wszelako owy, wiem, skąd rodem. Sługo!»

Tak gdy kończyła Zofja wykrzyknikiem,
Kotara boczna fałdy szerokiemi
Drgnęła, rozsuwać wszcząwszy się od ziemi,
I Egipcjanka, uprzedzona sykiem,
Jak syka człowiek, gdy igłą się zrani,
Weszła, nietrudny ukłon dając pani.
Zofja milczała, pismo mając w dłoni,
Zaś niedoszyte płótno swe niewiasta
Trzymała. Wreszcie słowa te uroni:
«Która wigilja?» — «Wigilja dwunasta»
«Dosyć». Służąca znikła za kotarą —
Pani się przeszła swobodnie po sali.
Lecz, gdybyś pierwej na ona twarz starą
Patrzył, a potem zatrzymał się wdali,
By, niewidzialnym będąc, Zofję widzieć,
Rzekłbyś: «Zaiste, piękne straszne bywa,
Odkąd się człowiek pocznie za me wstydzić».
Tak-bo bezładnie na twarzy jej grało
Uczucie błędne i znużone ciało.

To rzekłbyś, widzu, i dodałbyś: «Smutno!
Patrycjatowi, scyjencji, epoce».
A potem łzębyś na egipskie płótno
Rzucił i nie w te uwierzyłbyś moce
Rzymu, pod maską wylęgłe okrutną,
I nie w te czucia, które dają noce
Dialektyczne[1] u mistrzów wymowy.

Tak zaś bolesnem poczuwając drgnieniem.
Nie byłbyś zdolnym rzec jasnemi słowy,
Lecz byłbyś zdolnym dotykać sumieniem.

Są bowiem drogi dwie wyrozumienia,
Przez wiedzę jasną lub skryte cierpienia;
Druga, na Zofji twarz rzucając światło,
A światło z sługi jej przyjścia wywarte,
Zmieniała pierwszą, to jest wiedzę, na tło,
Na zapisaną, lecz czytelną kartę.
Jakoż w ten sposób czytając osobę,
Mylić się można sto razy na dobę;
Raz wszakże zgadłszy, wie się więcej o niéj,
Niż, żebyś rok z nią przeżył na ustroni.

Po chwili Zofja przepatrzyła jeszcze
Pargaminowy zwój cały, jak długi,
Z uwagą, z jaką baczne czynią sługi
O szatę pana, gdy padały deszcze,
I, skryte w ścianie otwarłszy framugi,
W alabastrową złożyła go urnę,
To rzekłszy: «Kiedyś wyleję jak strugi
Wszystkie te razem rapsody pochmurne,
Które do siebie mają, że upadam
I nie rozumiem się i nie posiadam».
Wszakże mówiła tak drażliwa pani,
Jak ktoś z owoców ocknięcia wesoły:
Nim się rozbudzi, właśnie świt go rani —
I gniewałby się na same anioły
Humór, z którego powstają tyrani!

Nie była wszakże Zofja złą kobiétą,
Ani aniołem pisarz pamiętnika,
Lecz stało się to przez ona ukrytą
Potęgę czasów, gdy w żyjących wnika
I aktorami czyni ich dramatu,
Co się rozwija, jak cierń lub pąk kwiatu.

Po chwili jeszcze z tej drugiej potęgi
Snu czy lenistwa swego ocknęła się
I, jakby znikło jej wspomnienie księgi,
Egipcyjankę znów pyta o czasie —
Którą wigilję obchodziły warty?
Lecz dlań odpowiedź była obojętną,
A głos już więcej szczery i otwarty,
A sługa cicha bynajmniej natrętną.

Po tym przechodnim dysonansie[2] ona
Stała się trzecią osobą — tą samą,
Którą widziałeś wśród mądrego grona,
Z służbą jej stojąc ukradkiem za bramą.


VII.

«Więc z nimże samym mówiłeś dziś jeszcze?
Gdzie w sali bocznej przy impluvium[3], czyli
W ogrodzie?» —

«Nie wiem — tylko jednej chwili,
Słuchając, pomnę, że na fali dreszcze
Patrzyłem, ruch jej śledząc ondularny[4];

  1. dialektyka (gr.) — umiejętność rozumowania lub rozprawiania.
  2. dysonans (łac.) = rozdźwięk.
  3. impluwjum (łac.) — czworokątny otwór w dachu domu rzymskiego, mający wpuszczać światło i wodę deszczowy.
  4. ondularny (roman.) — falujący.