Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/271

Ta strona została przepisana.

Barchob nasz z ogrodu
Wyszedł, do miasta kwapiąc się ulicą.
Co czuł, wysłowić tego niepodobna:
Ogromna przyszłość, rzeczywistość drobna,
Żar — bo nie zapał — żaglem, trud — kotwicą,
Powrót po latach trzech nauk Jazona,
Judei wdali miasteczka błękitne,
I mrok, i znowu otchłań rozwidniona.
Myśli, niepewne kształtem, treścią szczytne,
Rzym pod nogami, ile razy jeszcze
Magowe słowa o nim pomnił wieszcze,
Co całą państwa sił architekturę
Porozsuwały mu w myśli, jak górę
W teatrum z płótna rozsuniesz klejoną,
Szczyt jedną wiodąc, a spód drugą stroną.
To zwłaszcza śmiech mu do warg przyzywało,
Jak zakazany owoc, albo w mocy
Stawiło takiej, że miotałby skałą,
Gdy nagle strażnik, bram strzegący w nocy,
Krzyknąwszy właśnie, przeraził go nieco:
———————————
Takto niewszędzie równie gwiazdy świecą!



XVII.

Na plac, z rozbiegu ulic wydarzony,
Szerokie wrota pracowni rzeźbiarza
Otworzył człowiek, pyłem ubielony —
I, jak gdy słońca kto obieg uważa.
Wigilje licząc, od wschodu do zmierzchu,
Baczył, a potem włosów wstrząsł kędziory.
Po sobie pojrzał i z rękawów wierzchu
Owiał pył, ziewnął — — Wraz wyjrzał i wtóry,
Niemniej w tuniki fałdach ubielony,
Jakby, z posągi gdy bywał, wziął na się
Obyczaj boski olimpijskiej strony,
Tracąc go w miarę, jak schodzi żyć w czasie.
Za nimi dwoma z cieniu wyzierały
Antinousa biusty marmurowe,
Smutne, jakgdyby płakać wiele miały,
Lecz, nieskończony mając wzrok i głowę,
Zapominały albo nie umiały.

Gdy żywi taką toczyli rozmowę:
«Dioskifilos biustów robi dwieście
Antinousa, dwadzieścia cesarza.
Co będzie potem? Rozesłał po mieście
Ludzi: z tych każdy chodzi a uważa,
Gdzie brak, i zaraz z posągiem tam idą
Lub, że przyjść mają, zapisują krédą».
«Fidias czy robił tak?» ozwał się z cieniu
Głos, jakbyś dłótem śliznął po kamieniu
Greckim, kryształy w swej mającym mące.
Podobne soli, stał odbijające.
Co rzekłszy, wyjrzał; był to człowiek blady,
Ale bezbarwą czerstwą i przytomną.
«Nie nam w Fidiasa dziś wstępować ślady»,
Najstarszy odrzekł z wykwintną skromnością.
«Choćby dlatego», młodszy wraz: dopowie,
«Że Fidias bóg był, gdy my nie bogowie!»
«Sens tego słowa «bóg» to jego nuta,
Pokąd o bogach mowa, lecz, co pewna,
To to, że Fidias-bóg używał dłóta,
Tudzież marmuru, złota, kości, drewna;
Dalej, że pono za cel nie brał owéj
Natury albo z drugiej ją połowy
Zachodził, która, że jest idealna,
Więc nieskończona i niewyczerpalna.
I stąd mógł robić wieki — do dziś może!»
«Komu?» «Tym, którzy byliby innemi!»
Tu dał się słyszeć szmer i gwar na dworze,
Lektykę bowiem stawiano na ziemi,
Ciężką, z wonnego budowaną drzewa,
Pstrą miedzianemi gwiazdy i gwoździami,
A jako ptaszę z gniazda, nim zaśpiewa,
Wychyli głowę: z takiemi ruchami
Elektry diwy wyrastały lica;
Zaczem Pomponjus rękę podniósł prawą
Ku niej, pierścieniem rzymskiego szlachcica
Świetną, i Florus ze swą, niby z lawą
Szeroką, skoczył; lecz Elektra zgadła
Obu i, niźli spostrzegli, wysiadła.
«Sto biustów warta!»[1] Lucius rzekł, a owi,
Którzy lektykę nieśli, zawołali
Pot ocierając[2]: «Niechaj żyją zdrowi!
Sto biustów warci!» Rzeźbiarze witali
Gości, lecz rozruch w pracowni był taki,
Iż mało baczył kto, gdzie posąg jaki.
Ciskane tylko słychać było słowa:
«Zeus! — Antinous! — Oto Zofji głowa! —
Pies Alcybiada! — Venus krótko-szatna! —
Natchnienie! — Znawstwo! — Amator! — Spektator! —
Ten, ów filozof — sztuka niepopłatna —
Bezplamny marmur — divus Imperator!»[3]
———————————


XVIII.

Puste mieszkanie z Epiru młodziana
Otworem stało, jak wszystkie gospody;
Wytartym freskiem[4] każda z czterech ściana

  1. W miarę zasługi nagradzano liczbą posągów, przez senat wotowaną. (P. P.).
  2. Krzykacze publiczni obwoływali często wdzięki kobiet tego rodzaju u wnijścia do teatrów. (P. P.).
  3. divus imperator (łac.) = boski cesarz.
  4. Można to jeszcze w Pompei widzieć, o ile najuboższe nawet mieszkania ozdobione były zawsze malowanemi wzorowo legendami z mitologii poetów. (P. P.).