Postanowił był, osiem dni światłości[1],
Tak osiem godzin niech wesele znosim.
Znosim — bo rzecz jest niecała i krwawa».
K’czemu siadając, mag rzekł: «Owo strawa,
Na jaką stać mię» — i chleb począł łamać.
Ale solenność odeń odchodziła.
Jak gdy natchnieniu kto dozwolił skłamać,
Niemocen doprząść tymże samym tonem
Treści, co albo zupełnie wątpliwa,
Albo wątpliwość stracić ma za zgonem
I, chociaż szczera jest, kłamie, bo żywa.
Tak bowiem swego mag Barchoebasa
Za czekanego uważał mesjasa,
I wielbił prawdę, lecz przez opóźnione
Złudzenie, jako przy zachodzie słońca
Podziwiasz nieraz za dnia pominione
Okolic wdzięki, iż bliskie są końca
———————————
Skoro baranka napoczynać mieli,
Barchob z podrzędnem usiadł pacholęciem
I jedli, służąc, słuchając z zajęciem
Rozmów, jakoby onych treść wiedzieli.
Skąd chwile były tego zapomnienia,
W których «gdzie» znika, a myśl ze wspomnienia
Obecność tworzy — chwile przywołania
Przeszłości w jawność lub czasu przyszłego,
Który się jeszcze oku nie odsłania —
Coś przynoszące upajającego
Przez oderwanie się od współczesności,
Boskości nieco mające i czczości —
Chwile, co dają nieśmiertelność tchnieniem,
Uobecniając treści niedotkliwe,
A niepokoją wewnętrznie sumieniem,
Szepcąc, że nikłe są, że nadprawdziwe.
Więc, takie wina popiwszy kielichém,
Godzisz się wreszcie z myślą, żeś jest lichym —
Nie, iżbyś szukał zniżenia się w zwierzę,
Lecz że, nie będąc duchem, twierdzisz: «Wierzę!»,
A twierdząc, konasz rozumem doczesnym,
Stając się wiecznym, ileś nadspółczesnym.
Tak ludziom, na śmierć idącym, się daje
Puhar[2]; i w innych też chwilach solennych
Stwierdzają prawdę ona obyczaje
Ludów, bynajmniej sobie nieościennych.
Właśnie tak Jazon kielich wzniósł, gdy z dworu
Stuk młotka zabrzmiał, a potem ten samy,
Lecz już jak cięcie obuchem toporu.
A dalej poświst zawias, co od bramy
Wypartej darły się wstęgą bronzową,
I tupot skorych nóg, zmieszany z mową.
Mistrz wstał, lecz w chwili, gdy miał się ku sieni,
Liktorów weszło dwóch i znaczna rota,
Co widząc: «Bądźcie albo pozdrowieni» —
Rzekł — «albo niecnie zmyliliście wrota.
Cesarz-że pisze do mnie?» Liktor na to
Pierwszy: «Litera, którą trzymam, złota.
Mówi, że skazan jesteś na wygnanie,
Ty, filozofy, tudzież chrześcijanie»[3].
Co rzekłszy, zaciąg czynił straży zbrojnéj,
W przysionku stawiać szepczących żołnierzy,
Jak człowiek, swoje gdy pełni, spokojny
I zimny — pełni to, co się należy.
A łatwość w tem ma utrzymania rzeczy,
Iż sam nie wątpi i nic mu nie przeczy.
«Kończmy!» rzekł Jazon i puhar wychylił,
Ale ust nieco kielichem omylił
I, do setnika palec niosąc, rzecze:
«Kajus[4] — posłuchaj, służebny człowiecze! —
Cezar, czterykroć zwan imperatorem,
Pierwszy raz konsul, także dyktatorem
Nazwany wiecznym, księciu Hirkanowi
W umowie głównej głosi i stanowi:
Iż, skoro posły żydowskie przybędą,
Z senatorami na igrzyskach siędą
Patrzeć, jak rzymski chłop się w cyrku bije.
A gdy zaniosą skargę do senatu,
Tedy — jeżeli Rzym trwa, cezar żyje
I, jak panować ma, panuje światu.
Dnia dziesiątego po listów złożeniu
Dyktator albo pułkownik konnicy,
U Żydów onych stanąwszy w przedsieniu,
Zapyta, czyli chcą z nim iść lennicy.
Rzym-że trwa jeszcze? Cezar jak się miewa?»
To mówiąc, kaszlać począł nieprzytomnie
I chwytał łyżkę z cytymskiego drzewa,
I obracał ją w ręku.
«Ile do mnie
Rzecz ta należy?» — zawoła przychodzień
«Jam nieznajomy gość tu. wam zaś — zbrodzień!
- ↑ Po przywróceniu czci kościołowi, postanowił Machabeusz 8 dni światłości w 3 lata po profanacji, jak zapowiedziane było u Daniela proroka. (P. P.).
- ↑ Salomonis XXI. 6: «Dajcie napój mocny ginącemu, a wino tym, którzy są ducha sfrasowanego». (P. P.).
- ↑ Po wiele razy tak chrześcijan i filozofów razem wygnaniem jednem dotykano. (P. P.).
- ↑ Edykt ten Juljusza Cezara prawie dosłownie przytoczony tu jest. (P. P.).