Excusata suo tempore, lector, habe:
Exul eram...»
(P. O. Nasanis: Tristium liber IV. I)[2].
Igra — powiał choć chwilę
Na Hafiza mogile
Tysiąc kwiatów wyrosłoby z ziemi!»
(Z perskiego poety).
«Zauważono słusznie, iż w literaturze polskiej policza się ledwo parę poematów miłosnych, jakoby się parę razy zaledwo obejrzało na siebie te tak dostojne i różnopromienne uczucie».
Tylko «Dziady», część pierwsza[3], i «W Szwajcarji» Słowackiego są poematami miłosnemi, dwa na całą literaturę. «Marja» Malczewskiego jest powieścią.
Bacznego czytelnika ostrzec pospieszamy, iż w formie typograficznego odsyłacza zamieszczone «Spojrzenie ku Niebu» całością jest, równoważną samemu poematowi i jedynie dla scjentyficznych względów w prozie odrębną, zaś dla estetycznych łączną.
Jak w bruku kamień, stopą coraz inną
Deptany ciągle w ulicy grodowej,
Niehistoryczny i beznapisowy,
Wytarte czoło ma, choć twarz niewinną,
Tak z dniami bywa, lubo nie powinno.
I mnie tak ranek zaświtał jałowy;
Czynić co nie mam, ni kwapić się na co —
Ot, jeden z tych dni, co są, bo się tracą.
Więc wychyliłem się za okna bramę,
Też same widząc i drzewa, i domy,
Drogę, w zamiejską prowadzącą bramę,
Góry woddali, obłok nieruchomy,
Gdzie niegdzie ludzi ruch, wszystko też same,
Nieodmieniony zenit, ni poziomy:
Tak, że gdym oczy zwrócił odniechcenia,
Żądały jeszcze jednego... wrażenia!...
Utyskiwając z kątów i od ściany,
Podróżny mój kij (rzecz, zda się, nieczuła)
I zżarty słońcem kapelusz słomiany
Myśl podchwytują, gdy błędnie się tuła:
- ↑ (Spojrzenie ku niebu). — Spostrzeżenie archeologijno-filozoficzne, a którego rozwinięcie wyliczamy z właściwego poematu i tu podajemy czytelnikowi, ma istotność znacznego odkrycia, jakie dotąd nie było zrobione. Monumenta, od Azji przez Indje, Egipt, Grecją, Rzym do Meksyku uważane, mogłyby policzać kształtowanie figury ludzkiej na kilkanaście miljonów, jeżeli nie więcej, postaci, licząc z papyrusami, i to postaci różnowzględnie apoteozowanych. Są przeto miljony stałych dowodów, iż podniesienie oka ku niebu nie było znane właściwej starożytności i to tak dalece, że aż bizancka sztuka (chrześcijańska!) tegoż dowodzi. Poszukiwałem więc oznaczenia epoki tego archeologijno-rytualnego gestu — to jest: odkąd spojrzenie ku niebu uznało się i monumentalnie w sztuce wyraziło? Oto moje odkrycie. Jakoż we wszystkiem, co znamy ku temu azjackiego, indyjskiego, assyryjskiego i babilońskiego, nie znajduje się nic a nic pod tym względem.
Niemniej nic także i w mnogich naryciach piramid meksykańskich. Co zaś do ogromnej liczby figur, z pod egipskiego wyszłych rylca, dłóta lub pendzla, skoro się aż do drobiazgowości posunie egzegezę, znajduje się ledwo parę profilów głów, jakoby ku niebu oczy podnoszących... Te znajdują się w Karnaku (w Gournah), a przedstawują jeńców izraelskich, mianowicie Żydówki wśród jeńców męskich, zaprzężone do robót ciężkich pod strażą Egipcjan z knutami w rękach. Postacie te, nieco symbolicznemi kolorami powleczone, zdaje się, iż byłyby najstarszemi pomnikami, z oczyma osób, ku niebu je wznoszących, gdyby narysowanie oczu mniej graficznem i stosowniejszem było do profilów. Co do greckiej sztuki, możnaby jedynie zatrzymać się na uważaniu Nioby i Niobid, jakkolwiek, od gestu i wejrzenia tych figur odjąwszy tragiczność i architektoniczne trójkątnego fastigjum wymagania, powodujące ruch samychże figur, nie zostałoby dość wyraźnem spojrzenie w niebo. Przez tęż tragiczność i architektonikę grupy coś podobnego daje się podejrzewać i w Laokoonie... Osoba wszelako, istotnie spoglądająca ku niebu, nigdy nie okazuje się być typem starożytnej greckiej i grecko-rzymskiej sztuki. Figury czarnej, tak zwanego Rybaka (oryginał w Louvre) ani cytować nie godzi się, z powodu, że ta była najmniej dwa razy przerabiana w różnych wiekach.
Słowem jednem: dopiero w katakumbach rzymskich, w wiekach zarannych chrześcijaństwa, spotykamy istotnie spojrzenie ku niebu, stanowczo przez sztukę objęte i skreślane.
Pozornie drobne to odkrycie, mniemam, iż dlatego (przede mną) uczynionem nie było, iż do dziś archeologja nie objęła w siebie części żywotnej, lubo myślę, że czas przyjdzie, w którym zapytamy się nietylko o znaczenie złamków wykopanych w grobowiskach, ale i o znaczenia gestów obyczajowych samegoż żywego człowieczeństwa i o historję tychże. Zda mi się nawet, iż one pierwsze jest tylko onego drugiego przygotowaniem. Człowieka umysł zdawałoby się, iż jest obowiązanym do przechowywania w sobie siły wynalazczej, siły odkrywania, skoro tak częstotliwie nadarza się widzieć kolosalne oczywistości, pomijane ze szczególniejszem i naiwnem zaślepieniem. Zdaje się, że w wygłosie wyrazów, w formacji wyrazów, we formacji gardła i czaszki, tudzież w dominujących globu całokształtach leży arcywiele zamierzchłych a koniecznych uciążeń ducha, z jakowych dopiero umiejętnie i sumiennie myśl abstrahując, dobliża się do istnie pewnej i czystej myśli. Nie za wiele byłoby powiedzieć, iż metoda samejże logiki ścisłej, a którą się uważa za ostatnie kryterjum, niekoniecznie wolną będąc od samychże zawad, leżących w naturze formacji słów, pojęć i urobień myślnych, bywa przez to samo ograniczoną względem rzeczy lub sfer, które częstotliwie tradycja i nie-ledwie że onejże naiwność daleko lepiej poznała i znać podawa, wskróś rzeczy świata tego i jakoby prostoględniej się kierując.
Kryć powodu nie mam, że z mojego, a wyżej opowiedzianego poszukiwania wywnioskowywa się, iż pojęcie zasadne spojrzenia ku niebu początek swój bierze od dnia tego i tradycji o dniu tym, kiedy w okolicach Bethanu mężowie galilejscy stali, patrząc za odchodzącym w niebo, aż go obłok odjął od oczu ich. Zaś dowodami są tu kilkanaście miljonów figur starożytnych, znanych do teraz. Oczywistość zaiste szczególniejsza i pytanie niemałe nastręczająca, jak może być, jak zdarzyć się to mogło, ażeby przy wysokich, głębokich i niekiedy prawdziwych boskości pojęciach, które to u Indów, to w greckich tragikach spotykamy, tudzież przy Fidjaszów dłócie i pendzlu Apeliesów nigdy żadna postać boskości, żadna i żadna, mówię, nie wznosiła oczu do niebios? Co więcej, iż przecie ani Olimp, ani drogi wozu febowego nie były nisko, na padole, i że nie u poziomu ich poszukiwać wypadało. Były więc ku poruszeniu oczu figurom i wystarczające poczucia niebiaństwa i środki tak estetyczne, jako i techniczne zupełnie doskonałe... Czegóż zatem brakło?...
Oto brakło było tego, iż w sztuce, szeroko i zdrowo rozwiniętej, nie wystarcza na udziałanie jakowegoś typu samych pojęć fantastycznych lub oderwanych, ale potrzeba nadto jeszcze istotnego czynu żywotnego. Herakles pewno był i Apollin był także, bo nie dostąpiłyby proporcyj tak pewnych ich posągi. Dopiero zatem, skoro byli rzeczywiście tacy, którzy idącego do nieba widzieli, zakomunikować się to żywym arkanem tradycji mogło było dosyć stanowczo, aby i przez sztukę wypowiadanem stawało się.
Spyta się może kto, dlaczego, szeroką oczywistość archeologiczną tu wskazując, zawieram to odkrycie moje nieledwie że w dopisku, objaśniającym wyrażenie jednego wiersza.
Odpowiedzią moją jest, iż nietylko dopisek nie jest wcale zewnętrznie do poematu doklejonym, ale nadto okoliczność jest smutna, iż, gdybym z treści powyższych osobną zrobił dysertację, byłaby ona, jako klerykalna u jednych, a u drugich jako akademicka, znieważona i stracona. A co, że przy całem rozwinięciu publicystyki może dziś najawie dziać się, to tak samo dziać się może, jak że przez dziewiętnaście wieków można było przecież wśród mnogości pomników nie zauważyć rzeczy powyżej określonej!... (P. P.). - ↑ — O ileby w moich książeczkach były jakieś błędy, a zapewne będą, miej je, czytelniku, za wytłumaczone stosunkami: byłem wygnańcem... (Publius Ovidius Naso: «Elegje», ks. I, 1).
- ↑ «Część pierwsza» oznacza tu «Dziady» wileńskie, obejmujące część II i IV.