Ludzie! — zaprawdę mówię: uciszcie się!
———————————
Od Kopernika (co się modlił sporo)
I od Newtona (co wątpił o kresie
Prawd swych, zbyt dobrze znając, skąd się biorą),
Brodzimy w wiedzy, jak w pierwotnym lesie;
Nasz głos, wyrazy, czaszka i glob — zmorą,
Zmorą senliwą, co, gdy się w myśl wplata,
Krążymy raczej z okrągłością świata.
Kto dziś już w niebo patrzy prostopadle?
———————————
Jam znane dotąd nawiedził pomniki,
Jam je czytywał i, jak we zwierciadle
Czasów, widziałem treść, złote pewniki,
Wypróbowane na epok kowadle,
Afryki sfinksów — sfinksów Ameryki!
Lecz żadna postać śród tylu miljonów
Czy to Fidjaszów, lub pierw Pigmaljonów.
Czy meksykańskiem wyrzezana dłótem,
Nie patrzy w niebo — wszystkie greckie bogi.
Egipskie wszystkie z lotusem lub knutem
I assyryjskich poczet nieubogi
Wprost patrzą... Oko nie było wykutem
Nigdy inaczej, lub raz może, z trwogi,
Spojrzenie owe tak wiele mówiące
Nie dało typu sztuce w lat tysiące!..
Nawet bizancka, chrześcijańska szkoła
Podniesionego nie daje nam oka,
Wiele czytacie, a wiele, i zgoła
Zupełnych prawd się chroniąc, jako smoka,
Alić się czasem słyszy od anioła
Dwa słów... i pono to zwie się: «Epoka».
Słów dwa, a z których jest potem treść ciągła,
Jak te nieliczne: «Ziemia jest okrągła».
Monolog taki gdy knowałem w sobie,
Zasypywano dół stromy, cmentarny;
Ręce podałem stojącej przy grobie,
Aż czarny minął dzień i obrzęd czarny.
Myśliłem tylko, Assunto, o tobie,
Jak ułagodzić twój smutek ofiarny.
Łzą, woskiem gromnic oplwany i pyłem,
Klęczałem, albo w jej oczy patrzyłem.
Te oczy były ciemnogranatowe.
Jako dwa winne grona, i owiane
Tak samo w bielmo lekkie i perłowe,
Że, gdy wejrzała, przezierałem ścianę,
A gdy je w niebo podniosła wschodowe,
Widziałem, że są ofiarą pijane,
Jakby dobitnie mówiły, acz zcicha:
«Weź, Panie, dwa te grona do kielicha!»
Nad Eufratem byłem z nią, gdzie piaski,
Jedyne drzewko w gruzach Babylonu;
I u piramid na rozłodze płaskiéj,
W Nazaret, równem dziewiczemu łonu,
Krytemu biało, w zieleniuchne paski;
W Grecji, fijołki rwąc u Partenonu[1],
Gdzie w marmurowe wargi ideału
Pszczoła brzęcząca zachodzi pomału...
O zachodzącem słońcu nadtybrowém
Byłem z nią w rudych, wieczystych ruinach,
W Giulietty mieście, pierwej w Apeninach,
I nad Dunajem smętno-owidowym.
Bywałem w wiekach razem i w godzinach
Żywej historji czarem sybillowym,
Gdzie Scyta klacze doi, kędy Geci
Ciskają kręgle, naiwni, jak dzieci...
Świat, tak się mały stał nam, że pod stopy
Czuliśmy obrót globu... Trzeba było
Nowy wynaleźć, przeszedłszy okopy
Rzeczywistości, z weselem i siłą.
I padli nieraz przed nami cyklopy
O jednem oku, co się w mózgu tliło.
Braliśmy klucze wziętej życia bramy
W tych samych bluszczach i w chacie tej saméj.
Przyszła raz do mnie z rozczochranym włosem,
Rączęta mając ziemią zawalane;
Spojrzeniem rzekła i anielskim głosem:
«Czy widzisz teraz we mnie ukochanę?»
A duch mój czuwał nad wdzięku chaosem,
Patrzyłem, jako Fidjasz na Dyjanę,
- ↑ Partenon, wspaniała świątynia dziewiczej bogini Ateny (Athene Parthenos) na Akropolu w Atenach.