Prócz ciemnych piekieł, czyśćca półciemności
I blasku niebios — och, ziemia jest jeszcze...
Wirgili w pierwszych znajdzie dość grzeczności
Między siarczyste z tobą chadzać deszcze;
Kochanka dawna w drugim cię popieści;
Ale na ziemi — tu — ziemi boleści —
Któż? — jeśli prawdy zimne ściśniesz dłonie
I za czemkolwiekbądź pobieżysz innem,
Mniej chłodnem, w bardziej ponętnej koronie,
Mniej opuszczonem, Łzawem, choć niewinnem!
Nikt — bo przyjaciel z tobą być przestanie,
Gdy smutnym będziesz, to jest, niepojętym;
A mówię «smutnym» nie w Ofelji stanie,
Lecz nieszczęśliwym prozo — i rozpiętym
Na jakim krzyżu nieciosanym z drzewa,
Którego okiem nie tknąć, ani dłonią,
Nad którym karta z pismem nie powiewa,
Pod którym jeźdźca z krwawą niema bronią.
Nikt — bo dziewiczy duch nie będzie z tobą,
Odpókiś wnętrzną pokalan żałobą,
Odpóki staniesz się (co bardzo dziwna)
Dwuświetnym duchem, a jedną osobą.
Odpóki gałęź nad tobą oliwna,
Przed tobą kosą chadzać będą wszędzie,
A śmiechom pieśni dodzwaniać łabędzie...
Więc to mówiłem, rękaw atlasowy
Nieumyślnemi trzymając palcami,
Jakbym się z kwiatem bawił, co nie plami,
Lub kraniec szaty miął gronostajowy,
Albo jakgdybym próbował materji,
Choć o materję szło lu subtelniejszą...
Więc to mówiłem co do kokieterji
I co do ślubu. — «Zawsze miałam mniejszą
Odrazę», — na to odpowie mi ona —
«Do gramatyki i do Kometiona (?),
Niż do dyskusyj tych o zalotności...»
A ja: «Kobieto!» — rzekłem (i niechcący
Na bransoletki patrzyłem robotę,
«Kobieto» mówiąc) — «oto wąż cię gorejący
Rubinem wkoło wziął — rzuć tę brzydotę!...»
I uchwyciłem ją za marmur dłoni,
I drżałem — nie wiem, coby się już stało,
Gdyby nie pająk, który mi po skroni
Długiemi kroki przeszedł... Wszystko drżało,
Ja, ona, atlas szat, bukszpanu szpaler,
Głos — i daleki gdzieś szczęsny kawaler.
Więc obróciłem się bardzo spokojnie
Ku żeglarzowi wiatrów, pająkowi,
Jak wódz po trafnie niedogranej wojnie,
I rzekłem: «Twemu-m winien jest wpływowi —
Co?... nie wiem... resztę historja dopowié!»
Wtem ona przerwie mi: «Radabym wiedzieć,
Coś pan i komu teraz mógł powiedzieć?» —
A gdy chyliła się w pająka stronę,
Pomiędzy liści zaglądając ciemność,
On jej jak gwiazda spłynął na koronę
Z róż żywych, szepcąc mi: «Jest tu przyjemność».
Więc ja: — «O pani!» — rzeknę — «konwersację
Niewielką z dawnym miałem przyjacielem,
Pająkiem — temu-m przyznał, że ma rację,
Zwłaszcza, iż szczery jest, i nieraz wiele-m
U niego dobrych czerpał rad na świecie