Ile onej dla zacnych trzeba im rozmów
Wśród alei, nieśmiertelnemi poważnej drzewy,
Gdzie wszelako z zapałem i solennie
I z rodzajem osobnego namaszczenia
Wygłasza coś Brutusa cień lub Katona,
Rozmawiający o Filippi!...[1]
Polityka, zda się, i historja,
Doczesnemi ich strony, temi, które
Do powszednich obowiązują służb i prac,
Nie odwraca się zewsząd — nie wszystkim gwoli...
Czasem tylko Żyd, jak starożytny obelisk
Ten sam, co za faraonów, przy drodze stoi
I odpomina[2] wieki — niekiedy bywa,
Że utrafiony pługa ostrzem pancerz
Wyrzuci kmieć na miedzę, a pacholęta
Pobrzmiewają wen — bywa niekiedy,
Że w zamkowej tej lub owej sali
(Gdzie owoce się suszą) ściemniały portret
Obsunie się wraz z gwoździem, zjedzonym rdzą...
Tyle dziejów! Historja, jako fenomen,
Przypadkami się ledwo odpomina.
U bramy dziś gdy rozmawiałem z Różą,
Gdy Salomon wuj z gośćmi w przedsieniu stał,
Gwar niezwykły powstał, służebni ludzie
Nadbiegali — mąż jakiś rosły i czarny,
Wyłamawszy się z tłumu, podskoczył ku nam,
Do naszych stóp się rzucił konwulsyjnie,
Mówiąc: «Księdzu, panie, każ księdzu twojemu,
Który owdzie nadchodzi i gniewny jest,
By dozwolił na pogrzeb!... Ja idę z książąt
Cygańskiego narodu, i brat mój umarł
W drodze długiej... My nie mamy ziemie.
Ni gdzie pogrześć... Wiatr roznosi popiół
Koczowiska...»
...Ulękła się Róża,
Spazm nerwowy wsparł ją o ramię moje,
Ją, której udatne palce tylokrotnie
Obmywały rany okaleczałego ludu —
Miłosierna będąca, ile piękna!
Atoli nerwy nie są duchem i sercem nie są.
Odpychliwe bywają równie, jak wstepne.
Szczegół nieraz potoczny podejmą tak,
Że się ogółem stawa, ogół natomiast
Fraszką czyniąc...
Zbliżył się ksiądz sędziwy.
I szambelan z gośćmi przystąpił zwolna.
Kółko nasze, jak harmonijny światek,
Na osi swej zdążało trybem statecznym,
Gdy cygański mąż czarny, jak aerolit[3],
Nie naruszył porządku w rzeczy istocie.
Jako ziemia cmentarzy święta jest
I ogrodzenie onych kanoniczne,
Zacny mówił ksiądz; nie był to misjonarz,
Wzorem był parafji dużej i możnej.
Ze swej strony Salomon wuj dobrotliwie
Skinął ku urzędnikom kasztelanji:
«Ziemi» — rzekłszy — «tak wiele na pograniczu
Serjonickiego dać umiałbym państwa,
Że całe możnaby pogrześć rzesze!»
A rzekłszy to i w rozmowy wziąwszy ogólność,
Szliśmy zwolna ku schodom szerokich przedsień.
Wieczornego powiewu łagodne tchnienie
Przegarniało włos Róży i blade wstążki.
«Pani!» — rzekłem — «podjadę konno, wraz powrócę,
Ofiarowanej gdy dojrzę gościnności,
Opowiem obchód...» — Tu wniesiono herbatę,
Której arom azjacki rozszerza nerwy
Poza miejscowość całej części świata.
Przy otworzonym zamyślona fortepianie
Stojąc, z palcem jednym na klawiszu,
Róża rzecze: — «Kanonik z wujem zapewne
W szachy zagra...» Ktoś inny do nas się zbliżył.
Cowieczornym trybem arcypogodnym
Zagaiła się całość serjonickiego kółka,
Całość błoga i zacna.
Jak maluczko jest ludzi, rzeklbym: niema prawie,
Pragnących się objawić. Przechodzą, przechodzą...
Czy się nie odpychają, tańcząc lub w zabawie
Poufnej, czy się oni nie mylą i zwodzą?
Ni spółcześni, ni bliscy, ni istotnie znani.
Ręce imając, kłoniąc się spólnym uściskiem;
Pomiędzy nimi głębia wre i oceani,
Gdy na jej pianach oni zbliżeni nazwiskiem,