DOKTÓR. Odkąd mam przyjemność towarzyszenia pani w jej podróży, pamiętniki i studja moje lekarskie zyskały bardzo wiele...
DAMA. Czy nie spisujesz czasem, doktorze, malenieczkich plotek na moje konto?...
DOKTÓR. Pani, zacząłem monolog poważny —
DAMA. Proszę kończyć...
DOKTÓR. ...Studja moje lekarskie zamieniają się zwolna w psychologiczne obserwacje, a noc dzisiejsza dodaje mi jeszcze nieco spostrzeżeń meteorologicznych... Panie — a mówię tu: niewiasty dziewiętnastego wieku — jesteście szczególniejszemi fenomenami w rodzaju swoim... Oto np. burza — elektryczność atmosfery poruszona, i już, jako struny elektrycznego telegrafu, drżycie, wibrujecie harmonjami imaginacji...
DAMA. ...Robicie dzieciństwa, pleciecie nie wiedzieć co. Nazywaj, doktorze, po imieniu rzeczy, jak są. Scientyficzny język obcy dla mnie, mówmy poprostu...
Wiesz, doktorze, ile szanuję głębokość nauk ścisłych, wszelako, ile razy zaleci mnie ten zasilny dla mnie zapach, tyle razy przypominam sobie kilka wierszy, które jakiś poeta gdzieś zanucił — nigdy bowiem przypomnieć sobie nie mogę, gdzie to wyczytałem i do którego z poetów należy te słów kilka — mowa jest w nich o gwiazdach spadających...
DOKTÓR. O aerolitach...
DAMA. To — to, coś podobnego...
Cyprysy mówią, że to dla Juljelty,
Że dla Romea łza ta z nad planety
Spada — i w groby przecieka:
*
A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie...
I że nikt na nie nie czeka...
DOKTÓR. W tem nie mogę przyjść w pomoc pani. Wątpliwość ta przechodzi moją sztukę.
DAMA. Doskonale! Przypominasz sobie, doktorze, że doktór w «Makbecie» słowo w słowo mówi to, co właśnie powiedziałeś... Doskonale!... Wybornie!
DOKTÓR. Zadziwienie moje przechodzi zadziwienie tego, któremu zwrócił ktoś uwagę, że się wyraża prozą...[1]
DAMA. Mówmy więc prozą... Jakież tedy spostrzeżenia lekarskie?...
DOKTÓR. Że trzeba sumiennego przejęcia się swoją sztuką i przyjaźni najbezstronniejszej, ażeby wam towarzyszyć w podróży, służyć radą...
DAMA. Głęboko czuję te trudności i dlatego serdecznie podzielam przyjaźń twoją, doktorze.
DAMA. Tak, zapewne — jesteś poniekąd spowiednikiem moim, o ile zdrowie od moralnego usposobienia zawisło... Znasz, co przeżyłam... a przeżyłam to, co wszystkie, nieco więcej mające serca, nieco więcej skore do rozwinięcia władz umysłu. Rozłączenie z mężem moim, które nareszcie i sankcję apostolską zyskało, powraca mię... lecz czemu, komu?... Czuję się istotą niedopełnioną... Mężczyznom ufam mniej, niż kiedykolwiek. Któryż mężczyzna przeżył tyle zamkniętych, niewidzialnych, głębokich dramatów serca?... Trzeba na to było kochać indywidualność piękną, pełną powabów wyższych, szlachetną, może dumną — zapewne próżną i głębokomyślną przez refleksję po niewczasie, a nieskończenie lekką przez uczucie na czasie. Gorzka to i drogo opłacona jest nauka... Któryż mężczyzna po długim pobycie w idealnie pojmowanym świecie czuje tę sumienną a serdeczną zarazem potrzebę zespołecznienia się z prostą prawdą życia?... Kogóż tak pożegnano, jako mnie pożegnano, mówiąc zarazem o koniach swoich wyścigowych, o sercu rnojem i o psach myśliwskich?...
I — który przy tem wszystkiem dochował jeszcze iskrę życia, potrzebę życia?...
Zaprawdę, nie chcę rozwodzić się już dalej... Lękam się popaść w samochwalstwo... Tobie jednemu, doktorze, to powiadam... ty pojmujesz, czujesz, a, choćbyś nie czuł, to rozumiesz... Doktór i spowiednik są dwoma biegunami indywidualności naszych...
DOKTÓR. Pani, tyle tylko odpowiedzieć ci potrafię, że, gdybym takiego spotkał męża dla pani, powróciłbym do rodziny mojej, która mię z utęsknieniem oczekuje...
DAMA. Doktorze, do granicy kraju mojego obiecałeś mi towarzyszyć.
- ↑ Aluzja do bohatera komedji Moljera «Mieszczanin szlachcicem».