DOKTÓR. Radbym do rogatek szczęścia pani, lubo zdaje mi się, że nie jest najzupełniej poetyczne wyrażenie... sens jednakże głęboko poetyczny...
DAMA. Obiecaliśmy sobie prozą mówić...
LUCIO. (za sceną) Za pozwoleniem...
DOKTÓR. Otwórz...
LUCIO. Za godzinę, za godzinę najpiękniejszy nasz widok z pokoju, który my il Museo nazywamy, będzie można oglądać...
DAMA. Caro Lucio, ja sobie życzyłam księżyc widzieć...
LUCIO. W tej chwili niepodobna... słońce właśnie że wschodzi... Pani hrabina nie może sobie wyobrazić, jaką bitwę przyszło mi stoczyć pierwej... Na wspaniałomyślną osobę, to zasłużyłem przynajmniej parę skudów.
DAMA. Co to jest, co to znaczy?
LUCIO. Skoro tylko usłyszałem życzenie pani hrabiny, jednym skokiem wpadłem do Museo (do pokoju naszego, który my il Museo nazywamy). Anglik, który go zajął — szlachetny młodzieniec, hrabia — spał... «Kto tam?» pyta. «Kto wchodzi?» woła, trzymając dwa nabite pistolety, takie długie... Ja, tak, jak prawy Lombardczyk jestem, nie cofnąłem się... Lucio jestem — mówię — i przyszedłem tutaj z poleceniem od pani hrabiny, ażebyś pan odstąpił na czas miejsca...
DAMA. Lucio, czy podobna?
LUCIO. Lucio napróżno nigdy poleceń nie przyjmuje...
DAMA. Ależ...
LUCIO. Anglik każe mi się tłumaczyć, dlaczego. Ja nic, tylko go proszę, aby ustąpił na czas, a on wciąż z pistoletami, a ja wciąż swoje — tak do godziny drugiej w nocy...
Nareszcie, nareszcie — pyta mię, kto jest ta dama, co chce oglądać pejzaż. Więc ja jemu powiadam, że najpiękniejsza hrabina, jaką kiedykolwiek widziały ściany domu tego... Tak — on położył pistolety i zasnął...
O, to było do uśmiania się. Teraz, za godzinę wyjeżdża do Werony. To jest młody pan — troszkę to, co my nazywamy pazzo...[1] Chodzi w nocy do późna i pisze...
Otóż proszę pani hrabiny, kazał mi on powiedzieć te słowa:
«Zbudziłeś mię w nocy, Lucio, zniepokoiłeś mię. Zato zamykam okno, a jeżeli twoja pani chce oglądać ten piękny widok, powiedz jej, że wyjeżdżam, że żegnam ją, że jej wolne miejsce zostawuję... wszelako pod warunkiem, że własnemi rączkami otworzy sobie okno — —
DAMA. Mistyfikacja[2] szczególniejsza...
DOKTÓR. Oryginał...
DAMA. Proszę przyjąć na siebie niepokój gościa twego. Czy wiesz jego nazwisko?...
LUCIO. Oto paszport, który właśnie z policji odebrałem.
DOKTÓR. (przyjmuje paszport i rozkłada) To nie jest angielski paszport...
...Roger z Czarnolesia.
DAMA. Nigdy tego nazwiska nie słyszałam...
DOKTÓR. (oddaje paszport. Lucio wychodzi) Ha, ja pani powiem, kto to jest... Czy przypominasz sobie pani salon pani Klaudji w Neapolu?...
DAMA. ...Ten młody człowiek, co to...
DOKTÓR. Jeden z tych warjatów, albo raczej zbolałych, których ludzie dobrzy starają się leczyć pośmiewiskiem, jeśli potrącaniem niepodobna, a o których rozsądni mówią: «Dziecię czasu!», a których kochają ci, co serjo już cierpieli na świecie... Mówię to, bo w tych słowach zapisałem go w moim pamiętniku...
DAMA. Nie znam — z powieści tylko mi nieobcy.
DOKTÓR. Mrok ustępuje, można zgasić już świece...
DAMA. Słowa twoje, doktorze zabrzmiały tak poważnie, jakbyś o losach ludzkich wyrokował...
DOKTÓR. Czy doprawdy?... Przyzwyczajenie, nabyte z konsultacji... Ileżbo razy życie ludzkie przychodzi nam uważać jak fenomen czysto materjalny, nieledwie mechaniczny...
DAMA. Pierwsze chwile poranku mają coś wyłącznie...
DOKTÓR. ...wyłącznie...
DAMA. Pomóż mi wyrazić się doktorze...
DOKTÓR. Pierwotnego, odrzeźwiającego...
DAMA. (wstaje, przechadza się i, przybliżywszy się do stołu, przerzuca książki, tam leżące. Potem czyta)