Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/332

Ta strona została przepisana.

GONIEC. Precz mi! A jeśli z taką wieścią drugą
Powrócisz kiedy i, znów, ani pytan,
Przez naciągnięte zdradziecko uwagi
Będziesz mi starał się dołożyć wagi
Do rzeczy, z siebie nie będącej niczem,
To cię zasmagać każę, prochu, biczem...

(Goniec oddala się, Strażny zostaje pomieszany, aliści Pacholę ogrodowe z dzbanem cwałem się przybliża)

PACHOLĘ. Ogrodów wielkich wielki słoneczniku!...
STRAŻNY. Co jest?
PACHOLĘ. Rurami z przedmieść podziemnemi
Do wodotrysków słodkie idą wody...
STRAŻNY (nagląc) Dalej!...
PACHOLĘ. Ach, panie! Szedłem owdzie z dzbany,
By najjaśniejsze zrosić tulipany...
Brrum.
STRAŻNY. (gniewnie) Gadaj!...
PACHOLĘ. Czarne muszą tam jagody
Na górach tłoczyć: wszystkie w sadzie ścieki,
Fontanny wszystkie krwią rzygnęły rudą.
STRAŻNY. Milcz, podły malcze, ja-ć tu zaraz ćwieki
Założę w język i, jak czaplę chudą,
Na ogrodowym rozepnę parkanie,
Żebyś mi rannych nie truł chwil, tyranie.

(Strażny oddala się zwolna w głąb ogrodu; Pacholę, truchlejąc, pozostaje; chwila milczenia)

PACHOLĘ. (zwracając się ku dzbanom)
Przeklęte dzbany, sprawięż ja wam łaźnię!

(Stawia dzbany; potem, oddalając się, ku jednemu)

A tobie naprzód, prochu, nędzo, błaźnie —

(do drugiego, potrącając go nogą)

I tobie również, opieszalcze gruby,
Co się odymasz za mną z urąganiem!
Tak cię za ucho porwę, i tak w kluby
Raz wezmę, że się nie wywiniesz łganiem —

(porywa jeden dzban za ucho, drugi pędzi przed sobą)

Co wam do rzeczy się dziejących wgórze?
Czy krew, czy woda, jedno tulipanom.
Jakie mi mędrki!! Przecież i ja służę,
A milczę. Co to rozumować dzbanom?

(oddala się, pozostawiając za sobą grunt skopany. Drugą stroną powoli wchodzi Zwolon w szacie, nakształt pielgrzymiego płaszcza zarzuconej; tymczasem z głębi wraca Strażny, spogląda na ścieżkę, a potem przystępuje nagle do Zwolona)

STRAŻNY. Cóż to jest? Koła kreślisz, czarowniku,
I nieporządek na pańskim trawniku?
Mów.
ZWOLON. (z wielkim spokojem) Jest to pieczęć, panie urzędniku.
STRAŻNY. Jaka?
ZWOLON. Królewska pieczęć.
STRAŻNY. Być nie może.
ZWOLON. Na sprzętach taką kładzie się ogrodnych.
STRAŻNY. (uważając wycisk dzbanów na piasku) Ha, wiem, rozumiem...
ZWOLON. (solennie) Tak, jak słowo boże,
Przez chóry chórom płynie aż do godnych,
I tam rozognia, niżej rozpłomienia,
I niżej cieszy się,
A jeszcze niżej rozzielenia;
Tak i inna moc, kamień, tak się głupi śpieszy
Po zagonach zniszczenia,
Ale nie rozzielenia...
Podrzeźniać wszakże prawdzie winien
Krzywych spadów chórem, chórem rynien.

(po chwili, w niebo spoglądając)

Znów się na deszcz zabiera...
Dowidzenia.

(oddala się)

STRAŻNY. (po pewnem namyśleniu) Ten człowiek dziwny wpływ wywiera.

Rynek na przedmieściu.
W głębi kościół gotycki — opuszczony. Na placu tłumy ludu, potrząsającego wszelką bronią, podzielonego na oddziały różnobarwnemi sztandarami. Przy każdym sztandarze wódz i mówca. Gwar, szczęk, zamęt. Kobiety i dziatwa kończą obraz. Szołom w stroju powstańca tu i owdzie przebiega, każąc głośno)

SZOŁOM. (do niewiast) Która z was syna, bitego knutami,
Ramiona sine widziała, niech powie!...
WDOWA. Oh, ja... I odtąd krew stu promieniami
Poprzeciekała drogi me, a mrowie
Na lada rzeczy martwej uderzenie
Przechodzi łono i wstrząsa odzienie.