I niekonieczniem Rytygera chciwą,
I niekoniecznie mi potrzeba kogo,
Która tysiące mam życzliwe sobie —
Tylko mi smutno, tylko mi ubogo.
Że nic nade mnie nie stoi w osobie,
Że jakbym była na tej góry szczycie
Sama, jak chmurki płatek na błękicie.
O! Żeby źle mi zrobił człowiek który,
Albo Bóg żeby zgrzebną wdział mi szatę,
Nowemi ptaszkę swoją odział pióry
I dał mi jaką gdzie na puszczy chatę,
Z gołębi parą na dachu zielonym,
Z kamiennym progiem i oknem plecioném.
GRODNY. Z załamanemi tam poszła rękoma.
PANNA. Stąpa, a jakby była nieruchoma.
GRODNY. Trzeba na oku mieć, jak dziecię chore.
PANNA. Które wołanie godzin jest?
GRODNY. Już wtore.
GRODNY. Ktoś jest i za czem?
SKALD. My Skald się zowiemy.
GRODNY. A śpiewasz jaką pieśń?
SKALD. Nie jestem niemy.
Bywa, że śpiewam naprzód pieśń do ciszy,
By usłyszano, skoro śpiewać zacznę —
Potem malowną, żeby, kto już słyszy,
Oglądał także — potem rzeczy znaczne
Dla ducha, potem z serca głębokości
Wywlekam drżący, czysty ton — ten wiodę
Dalej i szerzej, aż echo zazdrości,
A potem wraz go rozkroplam, jak wodę,
W tęcz snop, a potem w grzmot uderzam suchy,
Jakby się bitwa gdzieś toczyła zdala
I potykały się w powietrzu duchy,
Pułkami grubych chmur na siebie wbite,
Gdzieniegdzie gwiazdy promieniem przeszyte.
GRODNY. Zaprawdę, śpiewasz pieśń, która uboży,
Przeto, iż rzadki słuchać ci podoła.
SKALD. My, Skaldy, jemy chleb on dziwny boży,
Chleb, co opada z dosytnego stoła,
A który skrzydła zgarniają przeźrocze
Bieluchnych duszyc.
GRODNY. Czy mają warkocze
Duszyce owe?
SKALD. Długie, jako sznury,
Któremi charty karcą.
GRODNY. I tejże natury?
SKALD. Bywa.
GRODNY. (dotykając Skalda po ramieniu) Niżej izba jest przestrona,
Wokoło dwieście jasnych stoi włoczni,
A w środku ogień modrzewiowy. Spocznij!...
SKALD. Gościnność niechaj będzie pochwalona!
GRODNY. Ktoś jest i za czem?
ŻYD. Z dalekiego Wschodu
Jam jest, z za morza, na cztery miesiące
Fenicką nawą[2], potem na rok cały
Przez ziemię. Jestem z wielkiego narodu,
Doktór, a leczę na febry trzęsące,
Także na bole suche i zastrzały,
Zaniemówienie, często na ślepotę.
GRODNY. (pokazując gościowi lawę wdali) Spocznij!...
ŻYD. Mam także i pierścienie złote
Z talizmanami[3] wielce skutecznemi,
Które tyryjczyk[4] ryje, mam i maście,
Wonne, że szczypta na osób dwanaście.
GRODNY. Osoba, zda się, mądra...
(do żyda) Poniżéj
Spotkacie kilku u wnijścia żołniérzy,
Ci wam czekalną otworzą komnatę.
ŻYD. Niech będzie szczęsne miejsce i bogate!
GRODNY. Ktoś jest i za czem?
BOJAN. Bojanem się zowię,
A jestem z matki śpiewak.
GRODNY. A pieśń jaką
Śpiewacie?
BOJAN. Co, jak oczy w głowie,
Patrzy, a siebie nie zna — oto taką.
GRODNY. A czy się królom śpiewało już kiedy?
BOJAN. Do kości, panie, do kości! Obręcze
Miedziane miałem na nogach... a biedy!
GRODNY. A czy umiecie pieśnią wywiać tęczę?
BOJAN. I łabędziowe stado wrócić w locie.
GRODNY. A jak to w waszej robicie prostocie?