Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/351

Ta strona została skorygowana.

BOJAN. Z serca.
GRODNY. Niewieście umiesz także zwrotki?
BOJAN. Bywało, rzucę słowo, to, jak kotki,
Głowę na głowę zakładają.
GRODNY. Czemu
Przy tem jesteście biedni?
BOJAN. (obracając się do laski swojej)
Powiedz jemu,
Bo ja pomówić radbym o czem innem.
GRODNY. Wieszczowi, jak wy, każdy dom gościnnym.
BOJAN. Tak jest.
GRODNY. I każdy chętnie was poważa.
BOJAN. Tak jest, szczególnie przed bitwy poczęciem,
Gdy nastrajamy rapsod...[1] też się zdarza
Przy uczcie... bawią się, jak ze szczenięciem. (po chwili)
Oj, za Dunajem, za szumnym, bywało,
Że cesarzowi śpiewałem rzymskiemu,
Co stał, ot, blisko tak, z garsteczką małą
Konnych...
GRODNY. (wskazując lawę)
A, proszę, co śpiewałeś jemu?
BOJAN. Sławę.
GRODNY. A konie ich jakie?
BOJAN. Cesarski
Płowy, w czerwonej do kolan purpurze.
GRODNY. A orszak?
BOJAN. Pachoł jeden dziarski
Z laską, na której jest tablica wgórze,
Rozeskrzydlona w orła — reszta młodzież
Twarda, jakobyś wyrył aść w marmurze.
Półzbroje jasne noszą i półodzież.
GRODNY. Właśnie? No... miodem pokrzepcie się, starcze,
Bo niżej, w izbie dużej, są tam różni
Czudowie, świata całego podróżni,
I ci, co, pieśni nucąc, czyszczą tarcze.
BOJAN. Zdrowia! (wychodzi)

(Grodny uderza w szczyt miedziany, jeden z zawieszonych po dwóch stronach głównego wnijścia — wchodzi Pogoń i staje w drzwiach)

GRODNY. Wszelaki człowiek, gość, ma być uczczony
I niechaj braku nie będzie w usłudze!
Niewiasty z jednej, męże z drugiej strony,
Przedwszystkiem starcy; wszakże ludzie cudze,
I zaklinacze, niemieckie runniki,
I baby, które leczą, mieć na oku.
Rozliczne sprawy są, różne praktyki...
Rozumiesz...
POGOŃ. Baczę.
GRODNY. A unikać tłoku!

V.
W krużganku zamkowym.
Wanda wchodzi, Rytyger, w ubraniu Skalda, postępuje za królową.

WANDA. Powiadam tobie, nie ścigaj mię, panie!
RYTYGER. Wando!
WANDA. Co miałam rzec, rzekłam.
RYTYGER. Kobieto!
Zawołam imię moje, niech się stanie!
Niech mię porąbią Lechy!
WANDA. Nie zabito
Nikogo w ogrodzie tym nigdy.
RYTYGER. Zaiste,
Jeżeli każdy toż opłaca myto
I jako mary wychodzi przejrzyste...
WANDA. Książę! Powiadam tobie całą mocą
Boleści, które dla ciebie zakryte,
Że słońce gaśnie, błonia się wilgocą,
Ciemności na świat lecą niespożyte...
Mnie nie czas... Lud mię postawił na szczycie,
Jako najbielszy śnieg, i jestem oto
Odlatująca w słońce cale życie,
Ani się cieszyć mogę tą białotą...
Wszechsamstwem mojem stałam się... sierotą!
RYTYGER. Więc cóż? To lud twój chce, ażebyś, w bieli
Stojąca, płaczem rozciekała wiecznym,
By błonia niżej zielone widzieli —
A ty, w błękicie sama podsłonecznym...
WANDA. Książę! Łzy mojej nie widziałeś...
RYTYGER. (wyciągając rękę ku piersiom Wandy) ...Oto
Po srebrnej blasze na piersiach się gonią
Dwie, jak listeczki białe pod jabłonią.
WANDA (wyciągając rękę ku oknu)
A owo dziesięć nad tą konwią złotą,
Którą polewać lubię kwiat wieczorem.
RYTYGER. (oczy zasłaniając) A owo jedna jeszcze, lecz człowiecza!!
WANDA. Ustąp!
RYTYGER. Kobietą jesteś... i bez miecza...
Jam Skald, poczekam w bramie, gdzie za dworem...
WANDA. (zatrzymując Rytygera)
Tyś król, a Wanda ja... klękam... Na bogi,

  1. rapsod (gr.) — tu: pełen siły i ognia utwór muzyczny, hymn bojowy.