Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/352

Ta strona została przepisana.

Uchodź... i uchodź szczęsny!... Gdybyś z laty,
Germański orle, poznał ten ból srogi,
Co jest z miłości bezmiernie bogatej,
Tak ścieśniającym wszystko naokoło,
Że człowiek nie śmie nastąpić na zioło,
To wtedy wspomnij o mnie, lodowatej!

(uderza w szczyt miedziany; Grodny wchodzi)

WANDA. Ten Skald niech srebrny weźmie pas na drogę! (uchodzi)

(chwila milczenia)

GRODNY. Co tak spoglądasz, wieszczu, na podłogę?
SKALD. Pieśń mam, a nuty doszukać nie mogę. (po chwili)
Ale wynajdę ją gdzieś w mieczów wrzawie
I, jak dziewicę na ręku skrzydlatą
Bohaterowie noszą, tak podniosę.
Zgiełk będzie, lament będzie w onej sprawie,
Chorągwi głuchy łomot, jak za kratą
Orły, gdy jagnię zoczą białowłose.
GRODNY. Dziwna rzecz Skaldy! Szumne to, a bose...

VI.
Pole pod Krakowem.
Na przodzie sceny namiot Wandy, dalej Chóry ściągają, każdy, koło namiotu przechodząc, śpiewa; w głębi Wisła.

BABY. Pod białemi brzozami dziwne zebrałyśmy zioła
W czyste płachty i w kosze, z łozy uwite zielonej;
Sypkie próchna odłamy z miejsca, gdzie stała stodoła,
Stu podołać mogąca kmietom, gdy plon w niej złożony —
Złote z mrowisk kadzidło i latające nasiona —
Wody różne we dzbanach, czystych, jak cegła czerwona.
DZIATWA. Dzieci, wnuki, my także, co dźwignąć mogły rączyny,
Co po ziemi potoczyć drżące zdążyły ramiona,
Za matkami, babkami, na święte niesiem daniny.
RAZEM. Niech się pokój uczyni, Wandy niech błyśnie korona,
Niech zabłyśnie słoneczkiem na góry, lasy, doliny! (przechodzą)
ZNACHORÓW CHÓR. Słowa, słowa, a ciche, te, co przy duchu spoczęły
I od ojca na syna w ostatniej schodzą godzinie,
Te niesiemy, i laski pokarbowane[1], i skrzynie
Jaworowe, co znakiem się osobliwym zamknęły.
WÓJTY. Łado, niech będzie dobrze po świata krainie!
RAZEM. Niech się pokój uczyni, Wandy niech słowo zasłynie!

(przechodzą)

PIASTY. Miodu plastry białego w lipowych niesieni donicach,
I motyle, co w nocy brzęczą po kwietnej pasiece,
Dziś zaklęciem osiadłe na podniesionych gromnicach.
Niech wzlatują co wieczór, kiedy zajaśnią te świece!
SIEWCY. Pierwo-ziarna perłowe, z wieńców dożynnych kruszone.
OWCZARZE. I lekarstwa niesiemy dziwne.
ŁOWCY. I dziwne stworzenia,
Zabłąkane niekiedy z dalekich światów w tę stronę,
Wiedźmy, ptaki i rzeczy, na które niema imienia.
CZUDY. Z ziem odległych, z za morza lazurowego, wiezione
W szklanych, miednych naczyniach, w przędzionych torbach z amjantu[2],
Rzeczy droższe niesiemy od wszechbrylantów brylantu.
RUNNIKI. Słowa ciche i uśmiech, a długie miecze i młoty
My niesiemy, jak w chmurze przesuwające się grzmoty. (ciszej)
Na głos trąbki germańskiej dalej urnami[3] z ramienia,
Dalej wieńcem około cezarowego strzemienia! (głośniej)
Słowa dziwne niesiemy, pełne rdzennego nasienia! (przechodzą)

(Chóry przechodzą około namiotu i półkręgami stają wdali, tak, iż namiot Wandy na przodzie sceny stoi, a w głębi, gdzie nie domykają się półkręgi chórów, widać płynącą Wisłę i brzeg spadzisty)

DZIEWKI. Teraz wy, wieszczowie, siwe głowy,

  1. karbować (niem.) = robić karby, nacięcia, znaki.
  2. amjant (gr.) = rodzaj asbestu o długich, cienkich i giętkich włóknach.
  3. urna (łac.) = naczynie w kształcie wazonu.