Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/360

Ta strona została skorygowana.

RAKUZ. Tablic tych nie dotkniesz więcej,
Na wieki legną w żalnicy książęcej.
Mimo, iż starzec wróżył niedość jasno,
Imiennie głosić nie raczył dziedzica...
SZOŁOM. Człowiek, o panie, gdy siły już gasną,
Jest tak, jak kiedy dopala się świéca.
Dlatego poznać dobrego runnika
Po tem, czy słowa mniej pewne przenika.
Ja zaś z mej strony to na marginesie
Włączyłem: «Z słów tych Rakuz rozumie się»,
Co jednak w tekście nie jest rzeczą główną,
Gdyż obu książąt czekano zarówno.
RAKUZ. W rzeczach tych każdy runnik doskonały
Sam wie najlepiej, co i jak się godzi.
Mnie to nie tyczy, cudzej nie chcę chwały,
Głównie o prawdę idzie.
SZOŁOM. O nią chodzi.
RAKUZ. A prawda cóż jest?
SZOŁOM. Cóż prawda jest?
RAKUZ. Słowem.
Cokolwiek streścisz aść, przyjąć gotowem.

(przechadza się i, poglądając ku podworcowi zamku)

Ludzie ci, owdzie u zamkowej brony
Stojący kupą, jak cygańska rzesza,
Co są?
SZOŁOM. Z dalekiej są, o panie, strony,
Gdzie rola siejby nie zna ni lemiesza;
Bagna, zamierzchłe kępy ich mieszkaniem,
Skąd się Kiempowie zwą. Ci więc się bawią
Dzików obławą, smoków polowaniem.
Jeśli zaś wierzyć kto chce gminnej wieści,
Mają i księcia w tej bosej gromadzie.
Bitni są, piją, co się tylko zmieści,
I jak dębowe leżą potem kadzie.
Wszakże za dobre wdzięczni i łaskawi;
Historja zwie ich wszystkich: Skandynawi.
Wczoraj, od ludu słyszawszy o smoku,
Zboczyli nieco dla bliższych języków,
A jeden z onych, mimo bestji ryków,
Mniema, że potwór jest w patrzących oku.
Wycie zaś larwy sprawują piekielne,
Rade, iż w kłamstwo to wierzą bezczelne!
RAKUZ. Gadek tych ważyć nie jest ludzką rzeczą.

(słychać szamotanie się i wycie)

Kły musząć być gdzieś, jeżeli kaleczą,
A skoro kły są... a jeśli w tej chwili
Słyszym, że draby w progach się bronili...

(po chwili)

Lecz za dni mało będę ja sam na sam
Walczył i wobec narodu pohasam.

(po chwili)

Słuchaj! Niech konia trzymają chędogo!
Słuchaj! Bo, trzeci wschód nim się zapali,
Lud mój ze wszech stron wyruszyć ma drogą,
By widział, smoczy łeb jako się zwali.
Ja rzekłem i — dość; wiem, co wiem, jak czynię.

(po chwili)

Tymczasem Kiempów onych książę zaco
Nie jest jak w własnej ugoszczon krainie?
Pytać nie trzeba, czy podróżni płacą.
Z rycerzy błędnych tylko ludzie prości
Szydzą, lecz gród mój znan jest z gościnności.
SZOŁOM. Słowa te, słowa te same, te same
Grodnemu wczoraj wyniosłem za bramę,
Mówiąc: A któż wie? Książę Krakus może,
Zbłąkan gdzieś, cudze zalega rogoże,
Lub deszcz z zamkowych ocieka nań rynien...
RAKUZ. (przerywając mówienie Szołoma) Ludziom tym, rzekłem, wieczerza i łoże!

(Szołom wychodzi)

A książę Krakus? On sam sobie winien!

IV.
Wnętrze groty szmaragdowej.
W głębi zdrój, przodem stół zastawiony, przy nim usłane siedzenie nakształt łoża.

KRAKUS. (we śnie) Śni mi się... śni mi... że mi się śniło
Bolesne jakieś z bratem rozstanie,
Które się z ziarnka piasku mogiłą
Stało, jak ściana, dzieląc mieszkanie.
A ja mam cichą z szmaragdu grotę,
I zastawiony stół owocami,
I jestem z kimsiś, co kocha cnotę;
Muzykę słychać, jesteśmy sami,
Nic mi nie braknie, nie braknie wcale,
Tylko, że pragnę,
(porusza się) a nie mam czary!

(wstaje)

Więc idę śpiący i pełen wiary,
Gdzie słychać źródła, szemrzące w skale.

(biorąc wodę ze źródła)

Bronzowem hełmu czerpnąwszy gardłem,
Piję, a ciągle śnię, że umarłem.

(pije z hełmu)