Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/362

Ta strona została skorygowana.

Przyczem jest wniosek, że inny miecz, wtóry,
Nie już ów pierwszy, znosić ma potwory.
Jakby więc, mówię, duch z grobowców wołał:
Syn to potrafi, co ojciec nie zdołał!
Niepróżno bowiem runnik jest runnikiem,
Skoro zna sztukę pisania stylikiem.
RAKUZ. (zdejmując łańcuch z szyi i miecz ze ściany) Łańcuch ten złoty wam; miecz płatnerzowi.
SZOŁOM. Panie nasz! Lud się wkoło miasta mrowi,
Na drogach wszystkich koczują gromady;
Dawno tak wielkiej rzeszy nie widziano.
Jakkolwiek liczne są w dziejach przykłady,
Iż śmiech opieszał, łzy zaś skorzej lano,
Żałując książąt, których brak.
RAKUZ. (kładąc rękę na piersiach)
Co braknie?
Kogóż tu braknie?
SZOŁOM. Stos, mówię, żałobny
I ciało Kraka widzieć każdy łaknie,
Lech i oszczepnik, kmiotek nawet drobny.
Rycerzy sporo z krainy odległej
Widziano w tłumie. Niejacy w kapturach,
Smętni, jak grodu zwalonego cegły,
Stoją, na ciężkich oparci koszturach.
Inni przysięgli zostać tak, jak legną,
Póki się stosu wieńce nie zażegną,
A inni lica nie odsłonić wcale.
Kobiet dostatek w poczestnej odzieży
Chórami ciągnie, pośpiewując żale.
RAKUZ. Niechże się kupią; co raz wołać z wieży,
Że, niźli zorze wtóre się zapali,
Rakuz sam na sam smoka głowę zwali.

(po chwili)

Kiempów[1] wódz czem się bawi? Niech nas widzi!
SZOŁOM. Wczoraj, o panie, chciał wnijść, lecz się wstydzi,
Obuwie mając ze skór ryby morskiej;
U Skandynawów to obyczaj dworski.
Zaś ludzie jego do jamy smokowej
Rzucali nieco zatrutego jadła,
Skąd wraz olbrzymie wylatały sowy;
Rzesza patrzących, cofając się, bladła.
Wycia niekiedy słychać było z głębi,
Gdy z wież, za każdym onych wyć przestankiem,
Struchlałych wiele padało gołębi.
Chłopcy je dotąd zbierają pod gankiem.
RAKUZ. (z obłędem) Miecz czy naostrzon?
SZOŁOM. Właśnie, że go biorę.
RAKUZ. Stos czy zapalon?
SZOŁOM. Chcę pytać o porę.
RAKUZ. Pora! Ach, pora!... Zawsze, zawsze pora...
Cóż jest dziś?...

(przechadza się i nagle z pomieszaniem)

Jutro, cóż wszak jutro?... Wczora?...
Cóż chciałem mówić? Miecz niech mi wytoczą,
Konia mi trzymać, jak przed bitwą,
A dalej... dalej, co się stanie... zoczą!

(po chwili)

Skoro zapalą stos, wyjdę, acz więcej
Nad popiół ważę żywych sto tysięcy!
SZOŁOM. Słowo królewskie jest, jak bystra rzeka.

(wychodzi)

GRODNY. (w progu) Kiempów wódz w progach Rakuzowych czeka.
RAKUZ. Gość w dom, to Bóg w dom.
WÓDZ. (zbliżywszy się) Ugoszczony w grodzie,
Kłaniam ci, jestem zaś pierwszym w narodzie,
Któremu morskie wybrzeża z bursztynu
Bóg dał, jak krawędź kolebki dziecięciu.
Adynoj woła Żyd, my zaś Odynu[2]
Zowiemy tego, co Bogiem jest księciu.
Dziadowie moi od Fenicjan wzięli
Mądrość pływania po morskiej topieli;
Bo nie znam więcej nic milszego Bogu,
Jak, w gwiazdy patrząc, uwijać w pirogu[3]
Po niezgłębionych toniach bożej woli.

(podsuwając ławę)

To rzekłszy, siadam, by odpocząć gwoli.
RAKUZ. Siadaj mość! Inne jest królestwo nasze,
Wcale-że inne, gospodarcze, lasze.
Acz, co jest morze, wiem i z której strony,
Runnika mając, ten zaś jest ćwiczony.
Gwiazdy jak nazwać, wie o każdej porze,
Ku czemu w czas swój i sypia na dworze.
Łańcuch mu złoty dałem, wiedząc o tem,
Że wczoraj pomni, dziś zna, zgadnie potem.

  1. «Kiempe» jest to nazwisko skandynawskich błędnych rycerzy. (P. P.).
  2. Hebrajskie «Adonaj» (dosłownie: «mój pan»), zwrot w modlitwach do Boga. — Odyn, skandynawski bóg burzy, śmierci, a później także nieba.
  3. pirog, zwykle: piroga (niem.), wąskie czółno, sporządzone z pnia drzewa.