PIEROT. (odbierając mu mimiczny instrument)
Wbiegł ptaszek na daszek
Kościoła,
A wiatr nim okręca dokoła!
ARLEKIN. (przejmując na nowo mimikę)
«Twój ptaszek
Jest z blaszek»,
— Kot rzecze —
«Choć kręci się wkółko, nie przeczę!»
PIERWSZY SŁUŻĄCY. Burnus[1] księżnej i watowany kaptur panny Hermenegildy...
DRUGI. Płaszczyk pana hrabiego... kareta! Jakób!... Jakób!...
TRZECI. Ponumerowano ciąg powozów: nasz trzydziesty dziewiąty... Nepomucyn!... Hola, Nepomucyn!...
Maska SUŁTAN. Skręćmy bokiem co rychlej i zawadźmy jeszcze o szklankę piwa u Małgorzaty...
DIANA. (maska) Coś na zimno przekąsić, coś ze zwierzyny z sałatą przyszła mi chętka...
SEKRETARZ AMBASADY. (do Diany) Popiłżebym szampanem i nie pogardziłbym cygaretkiem na dzień dobry!
NOC. (maska) Zawadziłam czarne mroki moje i gwiazdami pstrzone opony gaz moich, zawadziłam o ostrogę żandarma!...
EMMA. Czy widzisz ich, baronie, tam, gdzie kolumn dwie?... Tam ich dwoje, a istnie, że są piękni! — Oto Heloizy czoło pochyla się i tonie w cieniu framugi, oto Abelarda ramię wyskoczyło w smug światła rannego — szepcą coś... Poglądając na nich, przychodzi mi na myśl, że nieinaczej spozierać musiał Canova na bliskie dokończenia posagi swoje...
GLÜCKSCHNELL[2].
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
OMEGITT. . . . . . . . . . że słyszę z jednej i drugiej strony coś jakoby litanję przełamywaną wyciem...
Coś, jakoby niesionej broni w marszu szczęki...
Głowa mi cięży. Spocznę...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . [3]
WÓDZ. (odwracając się do falangi i uderzając mieczem w próżnię) Jeszcze raz żelaza poświstem, jeszcze raz płazem lacedemońskie odepchnijmy powietrze...
Wgarnąć całego nie mogę pod krótki miecz mój, a ty, a ów?...
PIERWSZY Z SZEREGU. (dając cios) Zwichnie mi się rękojeść, albo ten prąd dobieży w przysionek domu rodzinnego.
WÓDZ. I, jeżeli się zatliła gdzie belka, rozdmucha pożar...
PIERWSZY. Bo nie było tam ojców, jedno byli pastuchy stada bawołów...
A ojcowie nasi nie mieli żon...
Kiedy im już zabrakło na hekatombę[4] krwi, kiedy wyszczerbiły się falangi pod messeńskiemi kosami, wtedy odstawili żołdaków do owdowiałych łożnic w ojczyźnie ich...
I porywała się ta i owa niewiasta, lecąc do bram na spotkanie posła z pola bitwy... Ten wiatru poświst, wyrzucony popchnięciem miecza, ten prąd powietrza niechaj szuka matki Spartanki i wygwizdnie w jej siwiźnie słowa przekleństwa.
WSZYSCY. Bo żaden z nas matki nie miał, i nie miał ojca, i żaden z nas nie miał ojczyzny!...
WÓDZ. Bo my nie Spartjaty ani lacedemońskie męże — my Partenjanie![5]
I pójdziemy, gdzie granit odpycha morze, i odepchniemy morze stu wiosłami, i odepchniemy ramieniem zmorę wspomnień, bo zahartowano nas pierwej pieluch, a potrafimy znieść wszystko — prócz tej ojczyzny!...
WSZYSCY. Bo żaden z nas matki nie miał i nie miał ojca i żaden z nas nigdy ojczyzny nie miał.
MALCHER. Wypróbowali, panie, szabel, wypróbowali... Ale, co rzekli między sobą, nie rozumiem, jedno myślę, że tędzy lu-
- ↑ burnus (arab.) — rodzaj płaszcza z kapturem bez rękawów.
- ↑ przerwa w rękopisie.
- ↑ przerwa w rękopisie.
- ↑ hekatomba (gr.) — ofiara ze stu wołów, składana bogom w dawnej Grecji; masowa śmierć.
- ↑ Partenjanie (gr.) — dzieci nieprawego łoża, zrodzone w Sparcie podczas wojny messeńskiej; Partenjanie osiedlili się w południowych Włoszech w okolicy Tarentu.